II Wojna Światowa

„Zagraniczne” ofiary nalotów na dawny Stettin 

Wojna, wojna nigdy się nie zmienia

Imperium III Rzeszy napędzane było niewolnictwem, złem, pogwałceniem wszelkich zasad moralnych. Inni wsiadali na pokład bombowców, po to, by jak najszybciej zakończyć ten koszmar. Ofiarami nalotów byli nie tylko sami Niemcy, ale również ci, których niewolniczo wykorzystywano do pracy, jeńcy wojenni oraz ludzie, którzy nie pochodzili z Niemiec, ale znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i czasie.

Szczecin sprzed ponad 75 lat to nie tylko kamienice, place i ulice. To również ludzie. Dziś historia trójki ludzi, którzy raczej do wojennego Szczecina nie trafili z własnej woli. Zastali tu kres swojego życia. Nie poprzez niewolniczą pracę, front, należenie do „nieodpowiedniej” grupy ludzi. Stracili życia w sposób, który ciężko zrozumieć – chciałoby się powiedzieć „war, war never changes” (wojna, wojna nigdy się nie zmienia). Młodzi ludzie, dopiero przed 30-tką.
 
Do takiego postu ciężko znaleźć nagłówek. Wielokrotnie opisywałem historie i postacie z dwóch stron konfliktu – zarówno losy lotników alianckich, jak i pilotów niemieckich myśliwców, którzy brali udział w rajdach nad ówczesny Stettin oraz starali się go bronić. Jednak chyba nigdy nie poświęciłem postu osobom, które w wyniku tych nalotów straciły życie – to chyba jeden z najtrudniejszych tematów II Wojny Światowej.
Alianckie naloty miały powalić ówczesne Niemcy na kolana – zarówno pod względem zniszczeń infrastruktury, przemysłu, jak również morale i poparcia dla władzy. Rajdy niszczyły całe miasta – porty, mosty, fabryki, tory, nasypy kolejowe, ale również domy. Ofiarami byli nie tylko Niemcy, ale również pracownicy przymusowi, więźniowie, jeńcy i inni, którzy w mieście nie byli z własnej woli. Wojny nie mają swoich zasad i swojego „sensu”.
 
Dostałem wiadomość kierującą mnie na jeden z portali aukcyjnych (dzięki Tomasz!), tam pojawił się wycinek z gazety wspominający i proszący o modlitwę za ofiary nalotu z 1944 roku. Ciekawostką jest to, że ofiarami nie byli tutaj Niemcy… a mieszkańcy Niderlandów i Francji. Jak sugeruje tłumacz – wycinki to język niderlandzki oraz francuski.
Uznałem, że jako ktoś kto ekstremalnie fascynuje się tematami nalotów, lotnictwa II Wojny Światowej oraz postaciami lotników przetłumaczę te wycinki z gazet. Możliwe, że ktoś te wycinki kupi i pamięć o tych postaciach zaginie, a tak po tłumaczeniu pozostaną one gdzieś w sieci… Bo żyjemy tak długo jak żyje pamięć o nas. Dlatego korzystając z źródła publicznego – portalu aukcyjnego pozostawiam na zdjęciach stopkę wystawiającego. Jak dopisał Łukasz Socha, możliwe że ci ludzie nie przebywali w Szczecinie – 29 maja 1944 roku miał miejsce nalot na Police oraz fabrykę benzyny syntetycznej, możliwe że zginęli właśnie tam.

Tłumaczenie z francuskiego na polski dawnych wycinków

(...) Módlcie się do Boga o spokój ducha dla Alberta Decocka, urodzonego w Roaselare 12 czerwca 1914 roku oraz jego żony Marii Vangheluwe urodzonej w Isegem (Izegem) 12 czerwca 1921 roku. Oboje byli ofiarami nalotu na Stettin (Niemcy), 29 maja 1944 roku. Niech ta krótka agonia będzie dla nich bramą do niezniszczalnego szczęścia! (...)

(...) Pamiętajcie w swoich modlitwach duszę Josepha Descamps, kaprala z 26-tego pułku piechoty, więźnia wojennego. Zginął za Francję jako ofiara nalotu bombowego z 16 sierpnia 1944 roku na Stettin (Niemcy), mając 28 lat. (...) W jego duszy rodzi się spokojna energia, mądrość tkwiła w jego umyśle, dobroć w jego sercu. Umarł, ale jego uczucie nie zniknie, będzie nas kochał w niebie tak jak kochał nas na ziemi. Śmierć odebrała kochającego i oddanego syna, męża i ojca. (...)

Albert Decock i jego żona Maria Vangheluwe

Pierwsza załączona wyżej fotografia przedstawia młodą parę – po lewej Albert Decock (12.06.1914 – 29.05.1944), po prawej jego żona Maria Vangheluwe (12.06.1921 – 29.05.1944). Kim było młode małżeństwo i co robiło w Szczecinie w tym czasie? Na razie chyba pozostanie to tajemnicą. Ciekawostką jest fakt, że w miasteczku Roeselare i Izegem w Belgii wciąż mieszkają osoby o nazwisku Vangheluwe. Podesłałem im wiadomość, kto wie… Może odpowiedzą! Niestety, moje próby zlokalizowania tej rodziny oraz nawiązania kontaktu z osobami, które do dziś mieszkają w tym regionie nie powiodły się. Jednak właśnie dlatego powstała ta strona – byśmy mogli zapisać masę najróżniejszych historii ze Szczecina, nawet o postaciach, które epizodycznie miały styczność z naszym miastem. Również po to, by poszukujący takich informacji mogli odnaleźć je w wyszukiwarkach.

Joseph Descamps, możliwy jeniec wojenny

Drugą z wymienionych w wycinkach osób był Joseph Descamps, jak podaje artykuł był kapralem z 26go pułku piechoty. Zaznaczono również, że był mężem i ojcem. Kto wie, może kiedyś potomkowie pana Descamps będą szukać o nim informacji i trafią właśnie na naszą stronę.
Z dzisiejszej perspektywy na naszą starość patrzymy inaczej – po nas pozostają setki informacji, tysiące zdjęć, wiadomości, śladów. Tamte czasy były inne i możliwe, że po tej trójce pozostały tylko te kawałki papieru. Czy mieli dzieci lub rodziny, które dbałyby o ich dalszą pamięć? Nie wiemy. Tak czy siak – wycinek z historii bardzo niezwykły, ukazujący losy ofiar, o których bardzo rzadko mamy okazję poczytać.

Poprawka?

Kliknij i daj znać!

Możesz znaleźć ten post na naszej grupie Facebook „Szczecin Znany i Historycznyklikając na ikonkę po prawej stronie. Prócz tego postu znajdziesz tam wiele innych, które nie są publikowane na naszej stronie. Masz coś ciekawego w temacie historii Szczecina? Nasza grupa to właśnie miejsce dla kogoś takiego jak Ty!

Post na FB

Skomentuj na Facebooku!

Dodaj komentarz

Historyczny Szczecin