Opis samolotu i misji nad Pölitz
https://www.facebook.com/FundacjaBIELIK/posts/pfbid02Po2NvFYzrXis1EwXpsM8EPkbd2FVeNMgGzAG4AxYQFf99rPMrz6xPmjYprW2vQE2l
Ostatni lot odbył nad dawne Pölitz (Police) 7 października 1944 roku. Samolot leciał na czele formacji mając na pokładzie 10 członków załogi – o jednego więcej, niż zazwyczaj w tym roku, z uwagi na to, że dziesiąty obsługiwał niezwykle zaawansowany jak na tamte czasy radar. Niemcy zadymiali fabrykę, a naloty tak strategiczne, jak na fabryki benzyny syntetycznej musiały mieć maksymalną skuteczność, nawet przy gęstym zachmurzeniu. Są co ciekawe fotografie, jak bombowce B-17 zrzucają bomby bezpośrednio w gęste chmury, a potem okazało się, że nalot był bardzo skuteczny!
Radar i różnice w nalotach amerykańskich oraz brytyjskich
Oczywiście przed rajdami próbowano przewidzieć pogodę, jednak nie zawsze prognozy były w 100% słuszne. Rajdy dokonywane z udziałem amerykańskich B-17, które wyposażano w radary były celne mimo zadymiania oraz złej pogody. W przypadku brytyjskich Lancasterów atakujących nocą sprawia była dużo dużo dużo mniej dokładna. Dlaczego tak? Brytyjskie samoloty słynęły z dużo większej śmiertelności załóg, awaryjności, były nieco słabiej uzbrojone oraz naloty nocne głównie miały cel obszarowy, niż precyzyjny. Na przykład bombardowano wtedy linie kolejowe, magazyny, porty, zbiorniki, lotniska, dworce towarowe.
Brytyjczycy głównie używali bomb INC (zapalających), tzw. rolek zakłócających niemieckie radary, robili zrzuty propagandowych ulotek, zrzucali też tzw. ciężkie bomby blockbuster do likwidacji dużych obiektów, jedne z nich urokliwie nazywano „cookies” (ciasteczko). Jednak zaznaczyć należy, że blockbustery były tak duże, iż samolot mógł zabrać tylko jedną taką bombę, a większe ciastka wymagały przebudowy całego samolotu.
Zrzucanie przez Brytyjczyków bomb INC miało też charakter propagandowy – płonące nocą obszary miast miały wywołać rozruchy przeciw władzy oraz drastyczny spadek zarówno morale jak i poparcia dla Adolfa. Amerykanie w nalotach precyzyjnych używali przede wszystkim HE (wybuchowych) oraz GP (standardowych). Kwestii dlaczego jedni atakowali nocą, drudzy za dnia jest dużo i wbrew dość powszechnej fałszywej teorii nie był to powód, by „dopiec” Niemcom bez celowania w ich miasta po zmroku.
Wbrew pozorom naloty nocne miały duuuużo większą i dłuższą procedurę celowania niż dzienne. Wracając do radaru, montowano go w modelach B-17F „pod gardłem” (przednim działkiem), zaś w finalnych modelach G montowano je zamiast tzw. ball turret – na spodzie samolotu.
Ostatni lot i relacje załogi
Mamy 6:55, 7 października 1944 roku, załogi gotowe do startu.
10 minut później pierwsze samoloty z formacji odpalają silniki, a o 7:30 wszystkie są już w powietrzu. Kilka godzin lotu. Cel główny – Hydrierwerke Pölitz AG – jako poboczny wyznaczono zakłady w Stalsundzie, a jako drugi możliwy lotniska pod Barth. Formacja na pokład zabierała tylko bomby typu GP – Ground Pounding, obszarowo burzące. Zrzutu bomb dokonano z dużej wysokości – około 8 kilometrów przy dobrej obserwacji celu.
Niemcy bronili fabryki wściekle, wszystkie trzy samoloty prowadzące nalot, w tym samolot dowodzącego zostały zestrzelone. Zeznania jednego z lotników mówią, że na niebie było aż gęsto od wybuchów artylerii przeciwlotniczej, a sam z nerwów pocił się niemiłosiernie, mimo że wokół temperatura odczuwalna wynosiła około… -40 stopni Celsjusza. Oczywiście warto zaznaczyć, że załogi posiadały ogrzewane z sieci pokładowej kombinezony, jednak te często zawodziło lub było uszkodzone w wyniku ostrzału.
Na pokładzie bombowców B-17 najbardziej niebezpieczne były dwie pozycje – tylne stanowisko strzelca oraz stanowisko dolnego strzelca (tzw. ball turret). Na tych pozycjach skupiały swoje ataki myśliwce przed „dobraniem się” do silników samolotu, by go zestrzelić. W przypadku bombardowania Polic z 7 października 1944 roku głównym zagrożeniem była artyleria przeciwlotnicza – w tym wypadku największy problem miał operator ball turret. Jeżeli mechanizm tego działka zostałby uszkodzony, operator nie miałby szans na ucieczkę. W przypadku opisywanego bombowca dolnego działka nie było – znajdował się tam opisywany na początku radar.
Według raportów tego dnia myśliwce niemieckie bezpośrednio nad Policami nie były spotykane. Niemcy postawili na artylerię i był to dobry wybór.
Paul Moll, jeden z członków załogi zeznał, że widział trafienie krytyczne w przód innego bombowca, tuż obok, z wnętrza było widać wystające i rozerwane ciało jednego z członków załogi. Trafiony obok samolot tracąc kontrolę niemal musnął ich bombowiec w bliskiej odległości.
Paul Moll, nie wiedział jeszcze, że w ciągu około minuty to samo spotka jego samolot.
Bombowiec „Follow Me” otrzymuje trafienie krytyczne około 13:06 i staje w płomieniach, chwilę po zrzuceniu bomb na cel. Pilot zdaniem świadków zdecydował się na szybkie zejście w dół w celu ugaszenia płomieni. Bombowiec trafiono prawdopodobnie tuż przed trzecim silnikiem, obok stanowiska pilotów. Eksplozja rozerwała część kokpitu, stanowisko radiowca i nawigatora, a także zapaliła paliwo oraz trzeci silnik.
Z samolotu buchnął ogień, zdaniem świadków był tak silny, że ciągnął się daleko za ogon samolotu. Gdy silnik płonie jest szansa na ugaszenie go lub odłączenie. Czasami to działa i ratuje załogę. Nie tym razem – ze skrzydła wycieka płonące paliwo, a eksplozja całości może nastąpić w każdej chwili.
Zestrzelenie przypisuje sobie 6 Flak Brigade. Według wspomnień Molla, jeden z lotników został zabity w trakcie opadania na spadochronie – Niemcy postanowili strzelać z ziemi, jak do lecących kaczek.
Jeden z członków załogi: Raymond Moon zeznał, że nie wiedział czy pierwszy pilot William Flannery wyskoczył – zeznał, że stracił przytomność i (co dość szokujące) obudził się dopiero w powietrzu. O prawdopodobnej śmierci kolegi dowiedział się dopiero w Szczecinie, gdy dowódca bazy lotniczej Major Hartzkopf (nazwisko może być zniekształcone) pokazał mu listę lotników, których pojmano albo którzy zginęli w okolicy. Według dokumentu ciało Flannerego zostało wyrzucone przez Odrę na brzeg, był oznaczony na liście jako „Dead”. Flannery nie widnieje jednak w dokumentacjach jako pochowany.
Raymond Moon uważał wcześniej, że mógł przeżyć – gdy samolot otrzymał trafienie, William Flannery dał załodze znać przez interkom „I’m okay, fellows”. Zeznał, że wszyscy którzy byli jeszcze przy życiu na pokładzie wyskoczyli natychmiast po trafieniu. Dodatkowo zeznał, że prawdopodobnie był ostatnim, który wyskoczył z samolotu oraz, że widział innego członka załogi w luku bombowym – był to według niego Lloyd Lagassa.
Radiooperator Duane Stowits widziany był ostatni raz w sekcji radiooperatora, tuż za stanowiskiem pilotów. Eksplozja sprawiła, że wraz z innymi został „rzucony” poprzez wnętrze samolotu. Jego los był najprawdopodobniej najbardziej tragiczny z całej załogi. Duane Stowits według operatora radaru mógł wyskoczyć, jednak jego spadochron zaczepił się o tylne koło samolotu. Relacja jest nieprecyzyjna, ale można podejrzewać, że zauważył zaczepiony spadochron już w trakcie opuszczania pokładu bombowca, albo gdy ten uderzył w ziemię i było widać spadochron na tylnym kole.
Podobny los mógł spotkać Lloyda Lagassa, który według innych był zakleszczony w luku bombowym, zdaniem innych był już wtedy martwy. Jeżeli nie, musiał być to przerażający widok zbliżającej się szybko ziemi, gdy sam nie mógł zrobić nic, by się uratować. Warto dodać, że samolot otrzymał trafienie od razu po zrzucie bomb – można podejrzewać, że luk bombowy pozostał otwarty.
Z relacji wiadome jest, że operator radaru Raymond Moon wylądował na spadochronie nieopodal wraku i znalazł zakleszczone w resztkach ciało, uznał że mógł być to Lagassa.
Raymond Moon zeznał też, że prawdopodobnie bombardier John Schloendorn został ciężko ranny w momencie trafienia samolotu – był na samym przodzie samolotu, tak samo twierdził Moll. Krótko przed trafieniem kierował pilota w trakcie podejścia do bombardowania. Również Moll podejrzewał, że Schloendorn wyskoczył bez spadochronu. Jego ciało zostało znalezione niedaleko miejsca, w którym wylądowała część załogi.
Tylny strzelec Walter Strosser zeznał, że nawigator Morris Arnowitz, Raymond Moon, Paul Moll oraz George Petty wyskoczyli na pewno. Wiadomo, że Strosser miał twarde lądowanie – połamał obie kostki i nie był w stanie chodzić, później trafił do Stalag VIII A w Moosburg.
Paul Mall podobnie jak Raymond Moon zeznał, że nie wszyscy wyskoczyli – widział czwórkę, zaś sam opuścił pokład samolotu wraz z Androwitzem poprzez przedni właz, zaś wspomniany Reymond Moon według niego wyskoczył przez ogromną dziurę w poszyciu w części obsługiwanej przez radiooperatorów. Tu warto wyobrazić sobie jak duża musiała być ta wyrwa, gdy pokój radiooperatora ma około 4 na 6 metrów powierzchni. Paul Moll zaznaczył też, że samolot opuścili różnie. Jedni na wysokości kilku kilometrów, inni zeznali że spadochron otworzyli dopiero po ocknięciu się na wysokości około 600 metrów. Kilkanaście sekund później maszyna roztrzaskała się o ziemię. Zeznał również, że Lloyd Lagassa był już na pokładzie samolotu nieprzytomny lub zabity – w luku bombowym.
Ostatecznie spotkał się z Strosserem w Stalag VIIA.
Paul Mall zeznał też, że drugi pilot Jewell Lowrey prawdopodobnie był zakleszczony w kokpicie, a sam mógł być poparzony przez ogień, który wybuchł na pokładzie po trafieniu. Podobnie twierdził Reymond Moon, uznając obu pilotów za zabitych – wspomniał, że któryś z pilotów krzyknął przez interkom „I will take it”, ale nie mógł potwierdzić czy był to głos należący do pierwszego pilota. Wiemy, że na krótko przed trafieniem drugi pilot przejął stery – można podejrzewać zatem, że drugi pilot Jewell Lowrey został zabity lub ciężko ranny, a stery z powrotem przejął pierwszy pilot William Flannery.
Detale załogi bombowca Follow Me
— WILLIAM HOWARD FLANNERY, PIERWSZY PILOT
— JEWELL WILLIAM LOWREY, DRUGI PILOT
— MORRIS ARNOVITZ, NAWIGATOR
— PAUL MOLL, OPERATOR RADARU
— RAYMOND GEORGE MOON JUNIOR, NAWIGATOR
— JOHN GEORGE SCHLOENDORN, CELOWNICZY
— WALTER CHAS STROSSER, TYLNY STRZELEC
— LLOYD KEITH LAGASSA, GÓRNY STRZELEC, INŻYNIER
— DUENE EDWARD STOWITS, OPERATOR RADIA
— GOERGE LEE PETTY, BOCZNY STRZELEC
Po wojnie kupił bar, który na początku nazwał Lee’s, by później zmieniać nazwę w zależności od tego z kim współpracował. Skończyło się na Lee & Faye’s, od drugiego (?) imienia żony. Zmarł niestety wcześnie, w 1982 roku.
Opracowanie na bazie wspomnień rodzin, listów personalnych załogi, analiz raportów, dokumentacji powojennej z poszukiwań zaginionych lotników. Z dedykacją i podziękowaniami dla innych, którzy lata temu brali udział w tym temacie: Dariusz Szaliński, Natalia Dominik Wołyńscy, Jan Antoni Kłys, Łukasz Socha, Chad Lindell, Troy Kase (opowieść o pradziadku) i innym.
Możesz dołączyć do grupy Facebook! Post o powyższej publikacji znajdziesz klikając w ikonę!