Wśród dzisiejszych "oceniających" realia II Wojny Światowej pojawiają się osoby, które uważają, że brytyjskie naloty na miasta okupowane lub niemieckie w czasie tego konfliktu przypominają zbrodnię przeciw ludzkości. Jeżeli wcielimy się w mieszkańca Wysp Brytyjskich w czasie II Wojny Światowej i porównamy wiele pomijanych przez "oceniających" kwestii zauważymy, kto był ofiarą, a kto był atakującym.
Temat nalotów RAF na miasta niemieckie oraz te okupowane przez III Rzeszę w trakcie II Wojny Światowej jest bardzo ogólny w stosunku do historii Szczecina. Jednak właśnie Szczecin był jednym z najciężej bombardowanych miast, jakie dziś jest w granicach Polski. Wśród niektórych mieszkańców wciąż panuje bardzo ślepy pogląd na ten temat – najczęściej wykształcony poprzez patrzenie „przez dziurkę od klucza” na cały temat rajdów bombowych na miasta niemieckie. W całym poście zadamy pytanie – dlaczego przyzwolenie na masowe rajdy na miasta niemieckie dokonywane nocą przez samoloty RAF było tak powszechne w Wielkiej Brytanii? Skąd wziął się pogląd wśród zwykłych mieszkańców Wysp Brytyjskich uznający, że naloty bombowe na niemieckie miasta bez obracania się na cywilów to „nic złego”?
W wyniku tych rajdów oraz szaleńczych powojennych rozbiórek dawnej zabudowy Szczecin stracił sporą część swojej starej tkanki – duże obszary dawnej zabudowy oraz niemal w całości stare miasto. Dla niektórych mieszkańców była to zbrodnia, bo ginęli wszak cywile – myślący w ten sposób całkowicie nie rozumieją tematu i powodu. Dlatego powstał ten post i wyjaśnienie skąd wśród Brytyjczyków była taka powszechna zgoda na to, by bombardować cele strategiczne, wojskowe, transportowe, infrastrukturę i nie obracać się przy okazji na możliwe ofiary cywilne. Amerykanie i ich USAF miało inne podejście – naloty dzienne dokonywane były z wielką precyzją na cele praktycznie wyłącznie strategiczne. Skąd zatem taki pogląd wśród Brytyjczyków? Dlaczego wzruszali ramionami, gdy płonęły niemieckie miasta? Wystarczy spróbować wcielić się w kogoś mieszkającego w Londynie w 1940 roku. Jednak, by to zrobić trzeba najpierw poznać tamtejsze realia, a chyba przede wszystkim zauważyć, że istniało coś takiego jak „Blitz”, czyli niemieckie rajdy bombowe na Wyspy Brytyjskie – ten temat jest w Polsce mało, kiedy poruszany w kontekście „kontrataku” aliantów.
Dziękujemy za WASZE wsparcie! 💝
Przygotowania, flary, pathfinderzy… i ich brak po stronie niemieckiej
Osoby wierzące w ślepe alianckie naloty „walące jak popadnie” śmiało można napisać, że depczą poświęcenie niedocenianej dziś grupy ludzi. Każdy nalot jaki był wykonywany nad okupowaną Europę lub rdzenne Niemcy był przygotowywany na wiele dni wcześniej, a spory udział w planowaniu tych nalotów miały również… kobiety. Każde dowództwo i każda grupa bombowa posiadała swoje „minimapy”, w których pracowały kobiety – głównie przy ustalaniu pozycji sił lotniczych w powietrzu, przekierowywaniu rozkazów, a w Stanach Zjednoczonych niczym niezwykłym były panie montujące elementy bombowców typu B-17 Flying Fortress lub B-24 Liberator. Wielu nie wie, że naloty były planowane w zależności od pogody, siły wiatru, możliwości „odskoczenia” na cel poboczny myląc lotnictwo niemieckie, ale przede wszystkim przykładano wielką rolę do celności. Jak?
Siły niemieckie atakujące Wyspy Brytyjskie w trakcie tzw. Blitz (Błyskawica) nie przykładały żadnej wagi do celności. Fanatyzm Adolfa Hitlera i jego dowódców opierał się niemal wyłącznie na atakach skierowanych po prostu w miasta. Przekonanie wśród dowództwa niemieckiego o wyższości Luftwaffe i skuteczności masowych oraz nagłych ataków sprawiła, że lotnictwo niemieckie praktycznie nie skupiało się na celach wojskowych. To jeden z powodów, które w kolejnych latach wzmocniły chęć odwetu ze strony Brytyjczyków oraz przyzwolenie na rajdy, w których z czasem do celności nie przykładano dużej wagi. Ta celność jednak mimo to była istotna – siły RAF pracowały intensywnie nad obrazowaniem, czyli radarami, np. znanym H2S. Tu warto zauważyć, że Luftwaffe nie była zainteresowana celnością – bo celem były miasta, z cywilami włącznie. Należy zadać pytanie osobom wierzącym w rzucanie bombowców RAF ślepo na miasta niemieckie – jaki był sens wszystkich kroków mających zwiększyć celność i możliwość lotu w dowolnych warunkach, skoro według ich teorii liczyło się bombardowanie cywilów?
W kontrze do brytyjskich radarów H2S Niemcy używali systemu Naxos, jaki miał wykrywać oprzyrządowanie brytyjskie, zastępując używany do 1943 roku Metox. Ciekawostką jest to, że systemy te posiadały również okręty podwodne zdolne wcześniej „zauważyć” zbliżające się samoloty alianckie gotowe do ataku. Jednak nie tylko radary obrazujące miały dać aliantom większą celność. Podstawowym elementem namierzającym na cel byli tzw. pathfinderzy – można to przetłumaczyć luźno na „tych, co szukają drogi”. Były to samoloty lecące na czele formacji, które „ostrzeliwały” flarami miejsca nalotu i zrzutów. Jeżeli istnieli pathfinderzy, to po co, skoro według niektórych alianci „walili jak popadnie”?! Co ciekawsze, Niemcy postanowili mylić naloty bombowe aliantów poza miasta lub właśnie w tereny cywilne. Wystrzeliwali z ziemi własne flary o podobnych barwach, skierowane na inne tereny niż potencjalne cele nalotów. Bywało, że flary te były znoszone nad zabudowania cywilne, co skutkowało upadkiem bomb w tereny zamieszkałe przez cywili. Tu warto stale pamiętać – Niemcy celując w cywili na Wyspach Brytyjskich nie stosowali praktycznie żadnego wsparcia mającego zwiększyć precyzję, bo celem większości nalotów niemieckich nie były cele strategiczne.
W sztabie niemieckim rozmyślano nad tym, jak zgładzić brytyjskie miasta z cywilami włącznie. Zaś w sztabie brytyjskim i amerykańskim analizowano zdjęcia lotnicze, dokumenty, mapy i niemieckie publikacje, by rozpoznać, jakie obiekty w dużych miastach mogą być wykorzystane na cele militarne. W trakcie rajdu z użyciem bomb zapalających analizowano pogodę, by zrzut dość lekkich bomb zapalających nie został zniesiony przez wiatr poza cel. Sprawdzano, gdzie znajdują się zbiorniki z gazem, gdzie stoją elektrownie, w jaki sposób można zniszczyć linie kolejowe i mosty… zamiast cywili.
Broń zaprojektowana do zabijania cywilów
Osobom przekonanym o tym, że brytyjscy lub alianccy lotnicy dokonujący rajdów bombowych na niemieckie miasta odpowiadają za umyślne atakowanie cywili należy zadać pytanie – czy bomby zabierane na pokład bombowców były stworzone do zabijania wyłącznie cywilów? Odpowiedź brzmi: nie. W przeciwieństwie do bomb, które zabierały na pokład bombowce niemieckie, jakie wykonywały rajdy na miasta brytyjskie. Oczywiście, każda bomba jaka leci z bombowca w kierunku ziemi może zabić cywila. To oczywiste. Jednak bombowce alianckie zabierały na pokład po prostu bomby – obszarowo burzące, zapalające i wybuchowe, zaś bombowce niemieckie zabierały coś, o czym pisze się oraz mówi bardzo mało. Czyli? Bomby stworzone z zamysłu do zabijania ludzi, siania terroru i strachu. Ich celem było nie tylko „wybuchnąć”, ale też „poczekać”, aż ludzie powrócą do swoich domów. W jaki sposób?
Dziś broń kasetowa jest w teorii zabroniona, w praktyce wciąż używana – głównie przez wojska rosyjskie. Niewielu wie, że jedną z pierwszych broni kasetowych wykorzystali Niemcy przeciwko miastom brytyjskim w trakcie II Wojny Światowej. To jeden z powodów dla których poparcie dla całkowitej anihilacji miast niemieckich było tak duże. Celem pierwszych bomb kasetowych były miasta pozbawione znaczenia militarnego i przede wszystkim same… miasta… a nie bazy wojskowe, lotniska, porty, składy amunicji lub koncentracje brytyjskiej obrony przeciwlotniczej. Niemcy użyli przeciwko cywilom bomb typu SD2 lub konkretniej Sprengbombe Dickwandig, które umieszczane były w klasterze innej bomby – jedną z nich były AB-250-2, widoczne w galerii obok.
W nazewnictwie zachodnim była to „bomba motylkowa” (Butterfly Bomb). Stworzona tylko i wyłącznie do zabijania cywilów, chociaż wykorzystywano ją również na Bliskim Wschodzie. Celem Sprengbombe Dickwandig było rozrzucenie na jak największym obszarze niewielkich bomb, które można było ustawić – wybuchać mogły od 5 do 30 minut po wylądowaniu, a także uczynić z nich miny, które eksplodują dopiero po wstrząsie lub uderzeniu. Sprengbombe Dickwandig były bardzo lekkie i mogły zaklinować się w dachówkach, trawie, zaroślach lub na poddaszach budynków, eksplodując dopiero wtedy, gdy ludzie po alarmie bombowym powrócą do domów. Szacuje się, że lotnictwo niemieckie zużywało do nalotów nawet do pół miliona bomb „motylkowych” miesięcznie. Pojedyncza bomba jest niewiele wyższa od dwóch długopisów. Również szacuje się, że do dziś na Wyspach Brytyjskich leżeć może kilkanaście tysięcy pozostałych niewybuchów.
Efekt terroru i lekcja z historii
Dziś siedzimy wygodnie w fotelu i czytamy ten post na wyświetlaczu monitora albo w trakcie różnych czynności na ekranie telefonu. By zrozumieć dlaczego poparcie wśród Brytyjczyków dla równania niemieckich miast z ziemią musimy spróbować zapomnieć o naszych aktualnych czasach i wszczepić się w myślenie kogoś w 1940 roku. Ówcześnie wielu pamiętało jeszcze I Wojnę Światową, w trakcie której niemiecka armia, flota i lotnictwo stanowiły zagrożenie dla państw ententy. Wielu żyło jeszcze doniesieniami z frontu I Wojny Światowej, gdy Niemcy użyli broni chemicznej. Pogląd, że mogą tej broni użyć w wymierzonych w cywilów nalotach na brytyjskie miasta był bardzo powszechny. Istotny był element historyczny – w 1940 roku żyli ludzie świeżo pamiętający niemieckie sterowce pojawiające się nad okolicami Londynu w trakcie I Wojny Światowej. Z naszej polskiej perspektywy to nie do pomyślenia, a jednak – niemieckie lotnictwo dokonało ponad 50 rajdów bombowych w trakcie Wielkiej Wojny. Brytyjczycy mocno obawiali się, że The Blitz z 1940 roku będzie bardzo groźny.
Liczba ofiar śmiertelnych niemieckich nalotów w pierwszych latach wojny szacuje się na około 40 000, liczbę rannych na około pół miliona. Dawało to bardzo silny efekt terroru – Brytyjczycy od dawna żyli w przekonaniu, że ich wyspy są nietykalne, a jakakolwiek agresja bezpośrednio na rdzennym terytorium wysp jest zagrożeniem o ekstremalnej skali. Zwolennicy teorii o tym, że RAF bombardował na ślepo miasta niemieckie celując w cywilów zapominają o tym, że Hermann Göring wydał rozkaz, którego celem było CODZIENNE bombardowanie Londynu przez 57 dni. Nie był to rozkaz wymierzony w instalacje wojskowe, militarne, porty, linie kolejowe, bazy wojskowe lub lotniska, a po prostu w miasto i jego mieszkańców. Nie powinna dziwić reakcja Brytyjczyków na to, by następnie w kolejnych fazach wojny nie zwracać uwagi na cywilów w bombardowaniu miast niemieckich.
Wielu żyło możliwością realizacji Unternehmen Seelöwe – Operacji Lew Morski – w której Niemcy mieli dokonać lądowej inwazji na wyspy wchodząc w Londyn jak w masło. Gdy tylko nadarzały się okazje pozwalające RAF zaatakować pozycje lub miasta niemieckie wśród Brytyjczyków była euforia radości – chęci odwetu. Niewielu wie, że istniało coś takiego jak „Sonderfahndungsliste GB” (znana też jako Czarna Księga). Jeżeli Niemcy skutecznie dokonaliby inwazji lista ta zawierała nazwiska niemal 3000 osób do natychmiastowej eksterminacji – głównie byli to czołowi politycy, wpływowi ludzie, inteligencja oraz dowódcy. Naczelnikiem i dowódcą podbitych terenów wysp miał być Fanz Six, również planujący eksterminację 300 000 brytyjskich Żydów. Należy zadać pytanie przeciwnikom rajdów bombowych na niemieckie miasta – jak czuliby się, gdyby inwazja się powiodła lub wojna trwała kolejne kilka lat pochłaniając życie kolejnych milionów?
Efekt terroru jaki miały wywołać naloty niemieckie na miasta brytyjskie można dostrzec do dziś – spora część zabudowy Londynu nie istnieje, mimo że miasto zachowało na pierwszy rzut oka swój dawny styl. Bomby niemieckie uszkodziły okolice mostu przy Tower of London, zniszczyły katedrę, trafiły też w bezpośrednią okolicę samego pałacu Buckingham. Wśród fotografii i filmów płonącego Londynu znajdziemy gruzowiska z widocznym znanym nam Big Benem w tle. Powtórzenie tego scenariusza mamy w Kijowie w 2022 i 2023 roku. Ludzie uciekają przed rakietami wymierzonymi w cele cywilne do tuneli metra. Tak samo było w Londynie w 1940 roku.
V1 i V2
Poparcie dla masowych rajdów na miasta niemieckie i nieobracanie się na kwestię cywilów potęgował kolejny fakt – po ustaniu zagrożenia ze strony bomb, min powietrznych, „motylków” i rajdów z bombami zapalającymi ze strony Luftwaffe, pojawił się kolejny problem. Cudowna broń miała przechylić szalę zwycięstwa. Każdy alarm po zauważeniu pędzącej w stronę Londynu rakiety V2 napędzał chęć zemsty ze strony mieszkańców Wysp Brytyjskich. Była to kolejna broń stworzona nie po to, by celować nią w czołgi, okręty, lotniska, porty, fabryki lub magazyny amunicji, a w cywilów, wywołując strach i terror. Vergeltungswaffe-1, czyli „latająca bomba” lecąca z prędkością niemal 650 kilometrów na godzinę lub Vergeltungswaffe-2 pędząca niemal 5000 kilometrów na godzinę była bronią, której jedynym celem byli cywile.
Każde uderzenie takiej rakiety w miasta lub przedmieścia na Wyspach Brytyjskich było kolejną „wodą na młyn” zwolenników tego, by nie przykładać wielkiej wagi do celności nalotów. Opisany niżej Arhur Harris pytał Churchilla – dlaczego mamy poświęcać nadzwyczajne środki na precyzję nalotu unikając ofiar i zniszczeń obszarów cywilnych, jeżeli Niemcy mordują naszych mieszkańców śmiejąc się z bunkrów?! Podobną sytuację mamy dziś i warto ją przedstawić osobom, które uważają, że lotnictwo RAF mordowało cywilów – jeżeli z terytorium Rosji wystrzeliwane z obszaru miejskiego są rakiety w stronę Ukrainy, to czy Ukraina ma prawo odpowiedzieć ogniem w stronę tego miasta, czy dać się masakrować?
Porównajmy też szacunkową ilość zabitych w trakcie nalotu na Drezno (poniżej), jednego z nielicznych rajdów bombowych, którego celem było bezpośrednio miasto i jego cywile, do ilości zabitych w wyniku bomb i rakiet, jakie III Rzesza stworzyła wyłącznie do zabijania cywilów. Liczbę zabitych przez V1 i V2 szacuje się łącznie na około 17-20 000. Do tego kolejne dziesiątki tysięcy rannych. Londyn został trafiony bronią wymierzoną wyłącznie w cywilów – V1 – ponad 2300 razy, zaś V2 trafiła w Londyn ponad 500 razy. Dźwięk V1 był specyficzny – brak tego dźwięku oznaczał, że bomba uderzy tuż obok. W szczycie dochodziło do niemal 200 uderzeń V1 na wyspę dziennie.
Terror wywołany latającymi minami, „motylkami”, bombami zapalającymi, nocnymi rajdami, głodem, V1 i V2 był bezpośrednim „paliwem” dla poparcia masowych rajdów na niemieckie miasta bez liczenia się z cywilami. Jakimś cudem alianci nie używali takich broni wymierzonych bezpośrednio w cywilów i jakie stworzono do zabicia cywilów – jedyną bronią jaką można w ten temat porównać to użycie broni jądrowej przez USA pod koniec II Wojny Światowej, co do dziś jest dyskusyjne. Warto porównać – RAF używał przeciwko niemieckim miastom w większości bomby zapalające z niewielką ilością bomb burzących (tzw. cookies). Ofiarą takich nalotów zapalających padał Szczecin. Bomby obszarowo burzące i wybuchowe używali przede wszystkim amerykanie (USAF), prowadząc naloty precyzyjne za dnia. Dla Niemiec nie miało to znaczenia, czy ich bomby i rakiety trafią w blok mieszkalny pełen ludzi.
Gdy nad Wilhelmshaven, Berlin lub Hamburg leciały alianckie bombowce dolecenie zajmowało im wiele godzin – alarmy w miastach rozlegały się punktualnie i precyzyjnie, z krótkim lub długim wyprzedzeniem. Mimo zamienienia obszaru miasta w ruiny ofiar było stosunkowo niewiele. Odwrotna sytuacja miała miejsce w Londynie i na wyspach – V1 dało się jeszcze zestrzelić w trakcie lotu i po zauważeniu, w przypadku V2 były to najczęściej minuty do eksplozji. W wyniku V1 i V2 ginęli często niczego nie spodziewający się ludzie.
Głód
Innym czynnikiem, który wpłynął na dość powszechną zgodę wśród Brytyjczyków na zmasowane ataki bombowe na III Rzeszę był po prostu głód. We wczesnym etapie II Wojny Światowej flota niemiecka dominowała na Atlantyku oraz Morzu Północnym. Głód zawitał do drzwi Wysp Brytyjskich już w 1939 roku, a niemal 90 procent całego zboża wykorzystywanego na wyspach docierało z importu. To samo dotyczyło cukru i produktów rolnych. Problem był tak duży, że nawet ogrody należące do dworu królewskiego przerabiano na szklarnie oraz miejsca do uprawy.
Wprowadzono racjonowanie żywności, a nawet coś tak z naszej perspektywy absurdalnego jak obowiązek przekazywania pozyskanego mięsa do jednostek Ministerstwa Żywności. Celem niemieckiej floty było zatrzymanie dostaw do Wysp Brytyjskich przez Atlantyk. Wielka Brytania musiała wygrać dwa wielkie starcia – bitwę o Atlantyk oraz lotniczą bitwę o Anglię. W oczach szarego Brytyjczyka zemsta za głód i przyzwolenie na wręcz wściekłe rajdy bombowe na III Rzeszę było niczym niezwykłym.
Zwolennicy teorii mówiącej o umyślnym bombardowaniu wyłącznie cywili przez RAF zapominają, że Niemcy przez pierwsze lata wojny atakowali na Atlantyku nie tylko okręty dla siebie wrogie, ale również konwoje z pomocą humanitarną, żywnością, jedzeniem oraz środki medyczne wysyłane z USA i Kanady, nim te oficjalnie przystąpiły do II Wojny Światowej. Wściekłość społeczeństwa na racjonowanie jedzenia była wielka.
Cel prosty – cywile
Broń projektowana przez Niemców, a używana przeciw Wielkiej Brytanii nie była wykorzystywana do niszczenia infrastruktury wojskowej, przemysłowej lub produkcyjnej. Obok „bomby motylkowej” Niemcy wykorzystywali również miny lotnicze (Luftmine) ważące do 1 tony. Ponownie w przeciwieństwie do typowych bomb zrzucanych przez RAF ta była stworzona do niszczenia miast oraz zabijania cywilów. Posiadała mechanizm wyzwalający eksplozję dopiero 25-30 sekund od uderzenia. Dodatkowo spadochron sprawiał, że miała ona lekko osiąść na ziemi lub z niewielką siłą (około 60 km/h) uderzyć w budynek. Początkowo planowano używać Luftmine przeciwko okrętom oraz zabudowaniom portowym, plan ten szybko porzucono z uwagi na nieskuteczność. Zwolennikom teorii o celowaniu przez RAF wyłącznie w cywilów w trakcie nalotów brytyjskich należy zadać pytanie – czy bomby alianckie były projektowane, by ewentualnie zabić saperów? Odpowiedź brzmi: NIE.
Czy bomby niemieckie były tworzone by zabijać saperów rozbrajających bomby? Odpowiedź brzmi: TAK. Późne wersje Luftmine posiadały mechanizm aktywujący eksplozję jeżeli poprzedni mechanizm zawiódł. W jaki sposób? Jeżeli mechanizmy bomby byłyby wystawione na działanie światła (wbudowany detektor światła) dochodziło do próby ponownej aktywacji eksplozji. Mało tego. Luftmine posiadały później mechanizm magnetyczny, dlatego rozbrajanie ich było bardzo trudne. Warto porównać taką formę bombardowania za pomocą bomb zaprojektowanych do zabijania cywilów z operacjami „ogrodnictwa” (Gardening), jakie prowadziły siły RAF. Te bomby zrzucane były na kanały i laguny prowadzące do portów i wymierzone były tylko w okręty i statki. Miny spadochronowe do dziś są znajdowane wokół Wielkiej Brytanii.
Zestawmy teraz jak dużo siły alianckie robiły dla celności nalotów – radary, flary, pathfinderzy, wywiad, zdjęcia lotnicze, fotografie po nalotach, loty szpiegowskie – a jak niewiele robiły siły Luftwaffe, by zniszczyć infrastrukturę produkcyjną i wojskową Brytyjczyków. Wielu zwolenników teorii o ślepym „waleniu” RAFu w niemieckie miasta mówi o ofiarach nalotów zapalających. Jednocześnie ci sami ludzie zapominają, że takie ofiary nalotów zapalających były powszechne w Wielkiej Brytanii i również liczone są w dziesiątkach tysięcy. Do dziś w południowej części wysp, w wielu miastach, znaleźć można znaki informujące o schronach, a nawet o miejscach gdzie można znaleźć maski na wypadek ataku chemicznego.
Terror w dawce codziennej
Dziś siedzimy wygodnie w fotelu i czytamy ten post na wyświetlaczu monitora albo w trakcie różnych czynności na ekranie telefonu. By zrozumieć dlaczego poparcie wśród Brytyjczyków dla równania niemieckich miast z ziemią musimy spróbować zapomnieć o naszych aktualnych czasach i wszczepić się w myślenie kogoś w 1940 roku. Ówcześnie wielu pamiętało jeszcze I Wojnę Światową, w trakcie której niemiecka armia, flota i lotnictwo stanowiły zagrożenie dla państw ententy. Wielu żyło jeszcze doniesieniami z frontu I Wojny Światowej, gdy Niemcy użyli broni chemicznej. Pogląd, że mogą tej broni użyć w wymierzonych w cywilów nalotach na brytyjskie miasta był bardzo powszechny. Liczba ofiar śmiertelnych niemieckich nalotów w pierwszych latach wojny szacuje się na około 40 000, liczbę rannych na około pół miliona. Dawało to bardzo silny efekt terroru – Brytyjczycy od dawna żyli w przekonaniu, że ich wyspy są nietykalne, a jakakolwiek agresja bezpośrednio na rdzennym terytorium wysp jest zagrożeniem o ekstremalnej skali. Zwolennicy teorii o tym, że RAF bombardował na ślepo miasta niemieckie celując w cywilów zapominają o tym, że Hermann Göring wydał rozkaz, którego celem było CODZIENNE bombardowanie Londynu przez 57 dni. Nie był to rozkaz wymierzony w instalacje wojskowe, militarne, porty, linie kolejowe, bazy wojskowe lub lotniska, a po prostu w miasto i jego mieszkańców. Nie powinna dziwić reakcja Brytyjczyków na to, by następnie w kolejnych fazach wojny nie zwracać uwagi na cywilów w bombardowaniu miast niemieckich.
Wielu żyło możliwością realizacji Unternehmen Seelöwe – Operacji Lew Morski – w której Niemcy mieli dokonać lądowej inwazji na wyspy wchodząc w Londyn jak w masło. Gdy tylko nadarzały się okazje pozwalające RAF zaatakować pozycje lub miasta niemieckie wśród Brytyjczyków była euforia radości – chęci odwetu. Niewielu wie, że istniało coś takiego jak „Sonderfahndungsliste GB” (znana też jako Czarna Księga). Jeżeli Niemcy skutecznie dokonaliby inwazji lista ta zawierała nazwiska niemal 3000 osób do natychmiastowej eksterminacji – głównie byli to czołowi politycy, wpływowi ludzie, inteligencja oraz dowódcy. Naczelnikiem i dowódcą podbitych terenów wysp miał być Fanz Six, również planujący eksterminację 300 000 brytyjskich Żydów. Należy zadać pytanie przeciwnikom rajdów bombowych na niemieckie miasta – jak czuliby się, gdyby inwazja się powiodła lub wojna trwała kolejne kilka lat pochłaniając życie kolejnych milionów?
Wielu zwolenników teorii o ślepym bombardowaniu miast niemieckich przez RAF zapomina, że w wyniku niemieckiego Blitz wymierzonego niemal wyłącznie w cywilów w Londynie 1 na 6 mieszkańców pozostawał bez dachu nad głową, w wyniku nalotów. We wczesnej fazie II Wojny Światowej. To w połączeniu z głodem, terrorem, poczuciem zagrożenia inwazją oraz regularnymi alarmami bombowymi sprawiło, że po przełamaniu dominacji Luftwaffe poparcie dla rajdów odwetowych było normalnością. Wielu zwolenników teorii, o jakiej piszę, mówiło że naloty brytyjskie na miasta miały złamać morale Niemców i rzucić naród na kolana. Żadna ze stron się nie ugięła – na wyspach sklepy i firmy w uszkodzonych budynkach działały dalej, a w Niemczech mimo obrócenia Berlina w ruinę wiara w führera dalej była silna.
Należy zaznaczyć, że naloty lotnictwa niemieckiego przez całą wojnę były wymierzone w cywilów – miasto Frompol i Wieluń w 1939 roku, szpitale oznaczone czerwonym krzyżem, a nawet lotnictwo bombardowało cmentarze, jako miejsca schronienia cywili przekonanych o tym, że Niemcy nie okażą się ówcześnie tak źli. Frompol został zbombardowany jako cel… ćwiczebny. Mimo braku obiektów militarnych lub produkcyjnych 90% miasta legło w gruzach w ramach „testów” uzbrojenia. Ciężko znaleźć jakiś cel aliancki, który lotnictwo alianckie zbombardowało „dla ćwiczeń”, razem z cywilami w środku.
Wystarczy przypomnieć raporty Wolframa von Richthofena, który w 1939 roku zgłaszał, że (tu cytat) wszystkie środki zostaną użyte, by wymazać Warszawę całkowicie. Takich stanowisk żaden dowódca brytyjski nie miał odwagi wygłosić. Należy dopisać, że sam Adolf Hitler w odpowiedzi na niewielkie brytyjskie rajdy na Berlin w 1940 roku zapowiedział wymazanie brytyjskich miast z powierzchni ziemi. Oznacza to proste zderzenie. Ówcześnie nikt z brytyjskich dowódców nie zapowiadał wymazania miast niemieckich, zaś władze III Rzeszy jasno postawiły na likwidację miast wraz z cywilami.
Stanowisko Arthura Harrisa
Zwolennicy teorii o umyślnym bombardowaniu cywilnych dzielnic niemieckich miast za swój czołowy argument stawiają postać Arthura Harrisa, brytyjskiego dowódcy lotnictwa zwanego prześmiewczo „Bomber” Harris. Jednocześnie zwolennicy tej teorii zapominają, że był w niewielkiej mniejszości, jaka popierała rajdy obszarowe na niemieckie miasta, zamiast rajdów precyzyjnych. W świetle tego, z jakim koszmarem musiał liczyć się świat w trakcie II Wojny Światowej warto przypomnieć jego słowa:
Arthur "Bomber" Harris, dowódca brytyjskiego lotnictwa w okresie II Wojny Światowej
Naziści przystąpili do tej wojny w raczej dziecinnym złudzeniu, że zbombardują wszystkich innych, a nikt ich nie zbombarduje. W Rotterdamie, Londynie, Warszawie i pół setce innych miejsc wprowadzili w życie swoją dość naiwną teorię. Posiali wiatr, a teraz będą zbierać burzę.
Arthur Harris był czołowym przedstawicielem poglądu, który mówił, że jakiekolwiek ustępstwa w kierunku III Rzeszy oraz delikatność w podejściu do prób niszczenia ich miast oraz infrastruktury tylko wydłuży wojnę lub możliwe, że przechyli szalę z powrotem na korzyść nazistów. Swoich planów, w jakich miało brać udział 1000 bombowców praktycznie nie zrealizował – z niewielkimi wyjątkami – z uwagi na ilość celów, które miały być objęte nalotami w krótkiej ramie czasowej. Harris nie docenił jednak tego, że fanatyzm w III Rzeszy będzie tak duży – jego wizja o upadku Niemiec jeszcze w połowie 1944 roku nie zrealizowała się. Warto zaznaczyć, że na tle innych dowódców, a także samego Winstona Churchilla jego wizja o bombardowaniu obszarowym, by złamać III Rzeszę była bardzo odosobniona. Wbrew powszechnie krążącej bajce, o tym, że przydomek „Butch” lub „Butcher” Arthur Harris otrzymał za Drezno lub swoje poparcie dla równania niemieckich miast z ziemią, ten przydomek zdobył z innego powodu i należy to „odkłamić”. Rzeźnikiem nazywano go z innego powodu – to jego nieliczne, a bardzo śmiertelne dla cywilów masowe rajdy były celem wściekłej i desperackiej próby obrony ze strony Niemców. To kosztowało życie tysięcy lotników. Dla wielu czas „życia” na froncie był krótszy niż czas „życia” żołnierza w okopach I Wojny Światowej. Dlatego był tak nazywany, a nie za Drezno.
Swoją wizję argumentował tym, że straty lotnictwa brytyjskiego (RAF) były zdecydowanie większe niż amerykańskiego (USAF), a ilość utraconych maszyn w lotach precyzyjnych jest bardzo duża. Jego arogancja, „stawianie się” innym (również Churchillowi) sprawiła, że w 1944 roku siły lotnicze aliantów wspólnie postawiły na bombardowania precyzyjne, by móc wspierać wojska lądowe, a także skupić się na fabrykach benzyny oraz rafineriach. Również Arthur Harris opierał się temu, co wspomniałem wyżej – szkoleniu i tworzeniu grup pathfinderów, jakich celem było precyzyjne wyznaczanie kursu nalotów i oznaczanie miejsc zrzutu bomb.
Harrisowi przypisuje się „zemstę” za nieakceptowanie jego poglądów na bombardowanie miast niemieckich w kwestii zagłady Drezna – 13 lutego 1945 roku, gdy wojna była już praktycznie na zakończeniu. Rajd dokonany bez rozpoznania i bez wymierzenia w cele strategiczne za pomocą bomb zapalających zamienił miasto w zgliszcza zabijając głównie cywilów. Liczba ta jest do dziś dyskusyjna, a nawet była oceniana przez specjalną komisję w 2010 roku, szacując liczbę na 25 000 ofiar. Wcześniejsze opowieści oscylowały nawet do 250 000 ofiar, a tej liczby nigdy niczym nie potwierdzono. Prace prowadzone przez komisję w 2010 roku oceniają liczbę zabitych na 22-25000. Ta liczba potwierdzana jest przez kolejnych badaczy, a także przez badania wykonane przed 2010 rokiem – te badania przeprowadzono najbardziej dokładnie, poprzez analizę archiwów, dokumentacji, wywiadów z ocalałymi, ustalając nazwiska wielu wcześniej nieznanych zabitych.
Epilog
Wyobrażenie i teorie o tym, że RAF w trakcie rajdów bombowych dokonywało „tego samego, co Niemcy – ludobójstwa cywilów” opiera się głównie o niewiedzę. Wystarczy na bazie powyższego spróbować wyobrazić sobie tamtejszy czas – terror przy użyciu broni zbudowanej do zabicia cywilów, wciąż żywe wspomnienia I Wojny Światowej oraz głód, by zrozumieć, że odwet miał ogromne poparcie. Jakikolwiek, by nie był. Ludzie mający pogląd o „ludobójstwie RAFu” z jednej strony przechodzącą do kontrataku ofiarę oceniają negatywnie, a z drugiej strony Powstanie Warszawskie to dla takich ludzi powód do dumy. Tam również decyzją dowódców zginęła ogromna ilość ludzi nie mających „nic do powiedzenia”. Śmiało na koniec mogę napisać – każdy kto uważa, że RAF celował wyłącznie w cywili i cywilne części miast dziś stałby po stronie rozzjan, którzy atakują rakietami w szkoły, szpitale i domy. Jednocześnie ten sam ktoś zabraniałby reakcji ze strony Ukraińców, szczególnie w stronę miast, które dziś są pod okupacją. Bo może okazać się dla niektórych niespodzianką, ale lotnictwo alianckie bombardowało również miasta francuskie, a nawet rdzennie polskie, będące pod okupacją. Każdy, kto uważa że alianckie naloty bombowe były zbrodnią na cywilach w głębi duszy chciałby, by II Wojna Światowa toczyła się nie 6 lat, a 10 lat… i by zginęły kolejne miliony – żołnierzy, pracowników przymusowych, ludzi przeznaczonych do eksterminacji w obozach zagłady – zamiast nielicznych niemieckich cywilów.
Widzę BŁĄD, mam sugestię!
Ostatnia aktualizacja 1 rok temu
Możesz skomentować ten post, przejść do formularza kontaktowego guzikiem poniżej lub skomentować ten post na naszym forum dyskusyjnym. Postaraj się opisać błąd lub sugestię w rozbudowany sposób. Dzięki za coś więcej poza lekturą! 🙂
Twórca całego tego zamieszania na Szczecin Znany i Historyczny, grzebiący pod każdą przedwojenną cegłą w Szczecinie. Dreptus okolicznus, gatunek pospolity. Droniarz, miłośnik ciemnego piwa, tematyki II Wojny Światowej. Codziennie? Po prostu brodaty brzydal.