To jest nagłówek dla pozycjonowania

Prezentujemy opowiadanie inspirowane kufrem, który stoi w Kurhaus Eckerberg, czyli w Cichym Kąciku, obecnie Zakład Socjoterapii na Niemierzynie, położonym pięknie w Lasku Arkońskim. Opowiadanie jest oczywiście mocno "fantazjowane", ale i zahaczają o pewne fakty, które jak najbardziej miały miejsce i czas. Historia o kufrze z Eckerberg pozwoli Ci wczuć się w dawny klimat nieistniejącego już świata. Na szczęście - Kurhaus Eckerberg - a raczej jego część przetrwała do dzisiaj. Bo innym sekretem jest to, że dawniej obok dzisiejszego schroniska stał dużo potężniejszy "zameczek".

Ostatni rok 1867 był dla mnie bardzo ciężki. Ukończyłem w dziale maszyn parowych fabryki Hipolita Cegielskiego wdrażanie szeroko pojętego działu maszyn rolniczych z sukcesem. Niestety nie mógłbym tego samego powiedzieć o moim zdrowiu, które znacznie ucierpiało w trakcie projektowania nowej linii produkcyjnej zakładu. Próby maszynerii, bezsenne noce, gdy zamartwiałem się powodzeniem sprawy, opracowywanie coraz to nowszych ulepszeń opłaciłem upadkiem na zdrowiu i tak w wieku 42 lat dopadł mnie nieżyt serca, doktor zalecił odpoczynek.
Ponieważ moje dokonania w zakładzie już były owiane sukcesem nie pozostało mi nic innego jak celebracja owego powodzenia na rekonwalescencji. I tak dziś w południe gdy przebywałem w domu mym na Sołaczu, ciotka ma przybiegła z nowinami. Ciocia była siostrą mej nieżyjącej matki i miała za punkt honoru zadbać o mnie, zwłaszcza gdy znalazłem się w niedoli zdrowotnej.
-Teofilu, jak mogłeś się tak zabiedzić, nie jadłeś chyba miesiącami, lekarz mówi że prócz zawału serca to jeszcze wrzody i anemia. Musimy Ci znaleźć jakiś świetny zakład leczniczy… i tak użalając się nad moją kondycją karmiła mnie na sile rosołem z gęsi, jak to przystało w Wielkopolsce. -Dziś wyczytałam z gazety drogi siostrzeńcu o zakładzie wodoleczniczym w Szczecinie, zobacz to Goniec Wielkopolski, nadali ogłoszenie.
-Pojedziesz tam koleją , proponują kuracje iryjsko- rzemskimi kąpielami, doktor Misiak mówi że to robi świetnie na krążenie, tego Ci trzeba, może poznasz tam uroczą damę serca. Wyjazd jutro- już nabyłam bilety kolejowe, Marta Cię już spakowała, wyjazd i zmiana miejsca świetnie Ci zrobią, zwłaszcza że już po zmartwieniach. Tylko odpocząć, nabierzesz sił na kolejne wyzwania… radziła ciotka Józefa.

Nie oponowałem, wiedziałem że potrzebuje odpoczynku i zmiany otoczenia. Rankiem udałem się na dworzec, Marta zadbała aby wszystko co potrzebuje znalazło się w kufrze. Wcześniej myślała że uda się jest spakować do czerwonego, ale okazała się zbyt skromny i padło na zielony. Jan już podstawił dwukonną bryczkę. Pożegnałem ciotkę i służbę i udając się na dworzec. Podróżował ze mną Jan, lokaj zadbał o to bym podróżował wygodnie, otrzymaliśmy wspaniały przedział z osobną kabiną i piękną tapicerką, osobistym samowarem. Oddałem się w ciągu 5- godzinnej podróży lekturze ale i rozmyślaniom. Jak to się wiedzie, po tak długiej nauce inżynierii, kończę sukcesem wdrażanie poważnego projektu, jest okupiony oczywiście moim zdrowiem, ale jak cieszy mnie teraz fakt odpoczynku, zaiste wspaniała nagroda. Lokomotywa pracowała bez zarzutu- zasłuchiwanie tej pracy weszło mi w krew, ale za prawdę napawało też radością, oznaczało to zmiany i przygodę.
Zajechaliśmy do Stettin’a na czas. Jan na prędce organizował bryczkę, pomógł osadzić kufer. Jan władał biegle po niemiecku, oznajmił dorożkarzowi- na Kurhaus Eckerberg do Eckerberg Wald. Mijamy piękne portowe miasto, widać na każdym rogu bogactwa morskiego handlu. Miasto właśnie dokonuje ekspansji poza stare mury. Wyjeżdżamy na obrzeża miasta, czuć świeże powietrze. Przejeżdżamy najpierw dzielnicami przemysłowymi, mijamy wiadukt kolejowy, częściowo w budowie. Zbliżamy się, widać już majątek Eckerberg, jest tu wiele restauracji, jeśli nie będę zadowolony ze strawy udam się do jednej z nich. Dworek Johannisthal wygląda obiecująco, mimo zimowej pory ( jest Styczeń 1868r.) jest wiele gości, pewnie dobrze karmią, mam ochotę już na wiosenne szparagi z masłem. 
Skręcamy w drogę ku wzgórzom, wjeżdżamy do lasu, przed nami wspaniały budynek uzdrowiskowy. Wita nas obsługa, prowadzą do pokoi, zajechaliśmy właśnie na obiad. Chwila na odświeżenie, pokoje są przestronne, słoneczne, jasne dodatki i pościele. Jan prowadzi mnie do restauracji w Sali kominkowej. A to niespodzianka, zupa ze szparagów. Na drugie podano sarni udziec z uwagi na chudość mięsa, oraz walory zdrowotne jak mniemam. Poinformowano mnie że po obiedzie skonsultuje się ze mną lekarz. Uszykowałem wszelkie dokumenty do leczenia, zaświadczenia przebytego nieżytu. Doktor Viek jest niezwykle uprzejmym człowiekiem, zbadał mnie dokładnie. Wypisał kąpiele zdrowotne i na wrzody me również picie wody źródlanej z niedalekiej pijalni- z okna widziałem krany, spacery i dietę na wrzody chudą.
Mój pobyt miał być 3-tygodniowy. Po badaniu udałem się na krótki spacer po okolicy. Zimowa aura, mroźno ale słonecznie, piękne tarasy, staw, świeże powietrze, wszystko rokowało na wspaniały pobyt. Pensjonariusze nie byle jacy, w towarzystwie służby, bardzo kunsztowne stroje świadczyły o zamożności, słyszę trochę polskiej mowy, naturalnie niemieckiej ale i francuskiej. Zakład wodoleczniczy widocznie jest popularny, ja w tej sprawie zaufałem ciotce, ale chyba powinienem czynić to częściej. Wchodząc po schodach, zakręcając za narożnik wpadła na mnie niewiasta niespodziewanie rozpędzona na schodach, upuściła torebkę, stłukliśmy się czołami nabijając pierwszego dnia pobytu małe siniaki. Obustronne przeprosiny trwały jakiś czas, po czym przeszliśmy do oficjalnego przedstawienia się, Minna pochodziła z Berlina i leczyła się tu na omdlenia, tłumacząc to dała temu popis i omdlała w me ramiona, z pomocą służby wnieśliśmy ją wprost do gabinetu doktora. Podano sole, panna doszła do siebie. Udaliśmy się na spoczynek.

Byłem znużony ale o śnie nie było mowy, uroda panny Minny stawała mi przed oczyma i nie dała zasnąć, zdaje się że trafiła mnie strzała Amora i to prosto w już sparaliżowane serce. O Bogowie- taki ból był mi przyjemny, tak mogę cierpieć.
Jan zaprowadził mnie na kolacje tam znów spotkałem ową pannę w towarzystwie służby, promienna mimo siniaka na czole, co nas zbliżało bo mieliśmy teraz podobne. Przysiedliśmy się do stolika z Janem gdyż ogólnie był ścisk i tym samym było więcej miejsca dla innych. Podano omlet jajeczny i pudding. Panna opowiadała o sobie, ja o sobie i tak zleciała reszta wieczoru, potem kontynuacja była już przy kominku, nasza służba, jednocześnie będąca przyzwoitkami już chwilami przysypiała. Wkrótce udaliśmy się na spoczynek.

Dni mijały na zabiegach i spacerach, popijaniu wody. Czułem że coraz bardziej służy mi pobyt i coraz bardziej przywiązuje się do Panny, czyżby ciotka miała racje o żeniaczce? Coraz to bardziej podobała mi się ta myśl, utwierdzałem się sam w tym gdy Panna okazała się wspaniałym rozmówcą, ciekawym człowiekiem z wieloma talentami. Mówiliśmy po niemiecku, język ten nie sprawiał mi problemu, w końcu odbierałem nauki w tejże mowie. Nasza sielanka niebawem miała się skończyć.
Panna Minna otrzymała telegram o niedyspozycji jej matki i natychmiast miała udać się do Berlina. Miała do mnie zatelegrafować zaraz po przyjeździe i opisać wygląd sytuacji. Rozłąka trwała już kilka dni, tylko jeden telegram:

Wszystko dobrze STOP Poprawia się STOP Przyjadę po poprawie STOP
 
Czyli kiedy? Zadawałem sobie pytanie. Byłem już tak zakochany że nie myśląc racjonalnie oznajmiłem Janowi że udajemy się natychmiast do Berlina.
Wkrótce byłam na miejscu, nabyłem u jubilera piękny pierścień zaręczynowy z czerwonym oczkiem i bezzwłocznie udałem się do rodzinnego domu Panny Minny.
Zaskoczenie było ogromne, przedstawiłem szanownemu ojcu moje zamiary, oświadczyny zostały przyjęte. Właśnie mijał koniec mojego pobytu w zakładzie wodoleczniczym, więc nie zważałem na to że go opuściłem. Po słowie udałem się wprost do Poznania planując ślub z Minną. Ciotka była zachwycona. Już w domu zdałem sobie sprawę z tego że zostawiłem wszystkie rzeczy, w tym zielony kufer w zakładzie, a tam- wrócimy tam razem z Minną kiedyś, biorąc ze sobą dzieci daj Boże. Uleczył mnie ten Zakład… z chorób i samotności.

Jest to nasza Niemierzyńska fantazja na temat kufra znajdującego się do dziś w Cichym Kąciku, czyli byłym Zakładzie Wodoleczniczym. Opowiadanie zainspirowane wycieczką, dziękujemy za oprowadzenie wychowawcom Ośrodka Socjoterapii 'Cichy Kącik”. Wszelka zbieżność zdarzeń i nazwisk jest fikcyjna. Liczymy na opinię, domniemania na temat tego skąd ten kufer 😘😃 ✒️📜

Zajrzyj w okolicę!

Po prawej stronie znajdziesz mapę z lokalizacją omawianego tematu. To mapa interaktywna – możesz ja kliknąć i oddalić widok, co pozwoli Ci zobaczyć inne posty znajdujące się w tej okolicy. Możesz użyć „Mapy Historycznej” Szczecina, by zobaczyć ją w pełnej formie. Wiele postów znajdujących się w bliskiej odległości gromadzi się w grupy – je możesz rozdzielić kliknięciem na ikonę.

Travelers' Map is loading...
If you see this after your page is loaded completely, leafletJS files are missing.

Poprawka?

Kliknij i daj znać!

Możesz znaleźć ten post na naszej grupie Facebook „Szczecin Znany i Historycznyklikając na ikonkę po prawej stronie. Prócz tego postu znajdziesz tam wiele innych, które nie są publikowane na naszej stronie. Masz coś ciekawego w temacie historii Szczecina? Nasza grupa to właśnie miejsce dla kogoś takiego jak Ty!

Post na FB

Skomentuj na Facebooku!

Dodaj komentarz

Historyczny Szczecin