Wojna zawsze jest najgorszym rozwiązaniem jaki można wybrać w dyplomacji lub stosunkach międzynarodowych. Jednak nie wszyscy dyktowali się tylko chęcią pozbawiania życia. Wśród lotników - zarówno niemieckich jak i alianckich - stosowany był podniebny kodeks. Zakazujący strzelać do spadochroniarzy, bezbronnych lub ciężko uszkodzonych maszyn, które i tak zaraz uderzą w ziemię. Jeden z niemieckich asów urodził się w Szczecinie.
Zanim napiszesz komentarz – z pytaniem, co robi post o niemieckim żołnierzu na portalu o historii Szczecina pamiętaj o paru kwestiach – pisałem też o amerykańskich, brytyjskich, nowozelandzkich, kanadyjskich, francuskich, a nawet… polskich… żołnierzach i lotnikach, których los związany był ze Szczecinem. Jako nieliczny opisywałem załogę brytyjskiego samolotu, na którym służyli Polacy, a którzy stracili życie w nalocie na Szczecin. za co załoga otrzymała Order Virtuti Militari. Jeden z członków wspominanej załogi przeżył, reszta zginęła i spoczywa dziś w zadbanym grobie w Wielkiej Brytanii. Chyba niewielu postanowiło zdmuchnąć kurz zapomnienia z ich historii w Szczecinie. Nigdy nie pisałem wcześniej o żołnierzu, tu konkretnie lotniku niemieckim, który urodził się i żył w Szczecinie.
W kwestii lotnictwa panowały nieco inne zasady niż w typowych starciach na ziemi – wielu lotników na pokładzie bombowców, czy też pilotów myśliwców stosowało niepisany kodeks. Jedną z najpiękniejszych sytuacji, w których taki kodeks zastosowano jest historia Charliego Brown i Franza Stigler. Do znalezienia w sieci. Post ten w żadnym wypadku nie jest gloryfikacją. Jest takim samym opracowaniem historycznym, jak kilkanaście innych o tej postaci lub tysiące innych o innych postaciach III Rzeszy. Jest elementem historii, a jeżeli wybieramy jaką historię chcemy znać – stoimy w szeregu z tymi, którzy próbowali ją zmienić w latach 1939-1945 lub ramię w ramię z tymi, którzy próbują przepisać realne wydarzenia z dzisiejszej wojny na Ukrainie pod nieprawdziwą propagandę. Historia jest jedna. Niezmienna. Historia tej postaci udowadnia, że po wielu latach od wojny dawni wrogowie mogą jednak podać sobie ręce.
Bohater tego postu urodził się 13 stycznia 1918 roku w Szczecinie. Nic nie zapowiadało tego, że ponad dwadzieścia lat później zostanie jednym z najlepiej udekorowanych asów myśliwskich w ciągu II Wojny Światowej. Jego ojcem był inżynier okrętowy Walter Hoffmann, a matką Gertrud. Mieszkali w roku urodzin syna pod dawną Heinrichstraße 1 (III piętro), dziś to Ofiar Oświęcimia, a kamienica z numerem 1 została zniszczona w trakcie wojny. Stałą na rogu Odzieżowej, na zjeździe w dół, po prawej stronie. Zaznaczyć należy, że nie była to cała narożna kamienica – strona wschodnia też miała numer 1, ale należała Odzieżowej, dopiero ta północna, w dół zjazdu, była kamienicą numer 1 z dawnej Heinrichstraße. Młody Werner uczęszczał do szkoły podstawowej w Szczecinie, jednak w 1925 roku rodzina przeniosła się do Berlina. Z opracowań wynika, że młody Werner był zafascynowany lotnictwem od dziecka, co sprawiło że w 1932 roku rozpoczął naukę na szybowcach.
W trakcie inwazji na Polskę został przydzielony ale nie wysłany do misji bojowych. Swój chrzest bojowy Werner Hoffmann przeszedł w trakcie Bitwy o Francję dokonując zestrzelenia alianckiego myśliwca nad Calais, 24 Maja 1940 roku, latając na Bf 110 Zerstörer i „ściągając” dwa myśliwce wroga. Jednym z nich pilotował Peter Cazenove. Krótko później został pierwszy raz ranny, przechodząc następnie do wyłącznie myśliwskich lotów nocnych. Szybko popisał się umiejętnościami, bo już w czerwcu 1940 roku zostaje dowodzącym szwadronu, później po rozwiązaniu przechodząc na szkolenia nocne. Dokonał dwóch kolejnych zestrzeleń w 1942 roku po leczeniu, tym razem jego ofiarami padły dwa lekkie bombowce. Kariera asa myśliwskiego nadeszła dopiero później. Zawrotne tempo podniebnych zwycięstw rozpoczęło się niedaleko od jego rodzinnego miasta – Szczecina – tuż obok Eggesin, 13 kilometrów od aktualnej granicy. 21 kwietnia 1943 roku prawie o 1 w nocy z wysokości 4 kilometrów „ściąga” bombowiec Helifax. Przez cały 1943 rok przypisuje mu się 16 zestrzeleń bombowców typu Lancaster. Staje się również Gruppenkommandeur, czyli dowódcą grupy myśliwców nocnych. 15 listopada 1943 zostanie oznaczony wojennym złotym orderem krzyża niemieckiego (w skrócie Deutsches Kreuz). W grudniu 1943 otrzymuje „pucharek”, czyli Ehrenpokal der Luftwaffe, nagrodę ustanowioną przez Göringa na styl odznaczenia za wybitne dokonania w walce powietrznej.
Początek 1944 roku był dla Wernera niebezpieczny – w walce 20 stycznia został ponownie lekko ranny i musiał wyskoczyć z płonącego samolotu, który został trafiony przez broniący się bombowiec Lancaster. Umiejętności pokazuje raz jeszcze, 29 stycznia 1944 roku, gdy w odstępie zaledwie 40 minut dokonuje zestrzelenia trzech Helifaxów, a dzień później dwóch Lancasterów w ciągu 20 minut. Miesiąc później – 20 lutego 1944 roku – ponownie dokonuje zestrzelenia dwóch bombowców, w odstępie lekko ponad 20 minut. Kolejny podobny sukces odnosi 4 maja 1944 roku dokonując zestrzelenia dwóch w ciągu… minuty… Trafiając krytycznie dwa brytyjskie Lancastery lecące obok siebie w brawurowym ataku „skrzydłowym” – trafiając dwa samoloty jeden po drugim „prując” bezpośrednio w silniki, dokując ataku od boku. Gdyby tego było mało – właśnie 4 maja 1944 roku Werner Hoffmann otrzymuje jedno z najwyższe odznaczenie, Ritterkreuz des Eisernen Kreuzes czyli Krzyż Rycerski Krzyża Żelaznego. Miał wtedy na koncie 31 zwycięstw lotniczych.
Trzeci raz zostaje ranny 29 czerwca 1944 roku, gdy jego samolot w trakcie obrony Berlina zostaje trafiony przez aliancki bombowiec Lancaster. Kolejny raz udowodnił wysokie umiejętności 8 lipca, gdy zestrzelił trzy Lancastery w ciągu 25 minut, a 13 lipca kolejne dwa w ciągu 8 minut. Następnie przeniesiono go na myśliwiec Ju 88 G-6 oraz przeniesiono do Prus Wschodnich, gdzie „zdjął” kilka radzieckich samolotów w okolicach dawnego Löbau, czyli dzisiejszej Lubawy. 6 stycznia 1945 roku dokonuje zestrzelenia samolotu Helifax w Zatoce Gdańskiej. Czwarty raz odnosi rany – tym razem najpoważniejsze – w trakcie ostatniego swojego wielkiego zwycięstwa w walce powietrznej, Werner Hoffmann 16 marca 1945 „ściąga” dwa Lancastery i Helifaxa w odstępie 23 minut. Jego szarża kończy się pościgiem ze strony brytyjskiego samolotu Mosquito Mk XXX, obok Norymbergii. Za sterami wrogiego samolotu siedział brytyjski pilot Dennis Hughes oraz Dick Percks. Rany są poważne i rozległe na klatce piersiowej, ale Werner Hoffmann daje radę wyskoczyć z samolotu. Mimo, że nie zagoiły się w pełni siada za sterami myśliwca kolejny raz, „ściągając” 8 kwietnia swój ostatni wrogi samolot, Lancaster, nad Weissenfels.
Na krótko przed samobójstwem Hitlera i zagładą III Rzeszy został nominowany do podwyższenia krzyża żelaznego o liście dębu, jednak z uwagi na schyłek wojny nigdy go nie otrzymał. Łącznie wylatał blisko 200 misji bojowych, odnosząc 52 zwycięstwa w walce. W swojej karierze lotniczej zapisał się jako jeden z tych, który mimo odniesienia ran od razu siadał ponownie za stery – wśród jego zestrzeleń znalazł się Lancaster JB223, którego załoga była w części bardzo doświadczona i odznaczona przykładowo medalami DFC (Distinguished Flying Cross, Medal Wybitnej Służby Lotniczej). Jednym z lotników, który stracił życie w wyniku walki z Hoffmannem był Walter H. Rose. Wojna udowadnia, że człowieczeństwo dalej pozostaje w ludziach – ciała Waltera nie odnaleziono, ale rolnik po wojnie znalazł brytyjski zegarek na polu i postanowił poszukać o nim informacji, następnie przekazując go potomkom Waltera. Wątek ten trafił również do Warnera Hoffmanna, który wysłał do rodziny list, ta odpowiedziała mu informując, że takie po prostu były czasy – on walczył za swój dom, Walter walczył za swój.
Werner Hoffmann został schwytany i na krótko osadzony w obozie pod Vienenburg. Po wojnie według jednego z opracowań pracował w farmacji oraz w ambulatorium, następnie jako doradca dla firmy Hoechst AG w Bremie. Pod koniec życia Werner Hoffmann był aktywny w kręgach pasjonatów historii, udzielił kilka wywiadów oraz składał podpisy osobom, które chciałyby mieć pamiątkę w takiej formie – to nie jest żadna forma poparcia dla ówczesnych żołnierzy niemieckich lub gloryfikacja ówczesnych „złych”. Kolekcjonerzy takich podpisów zbierali je od różnych lotników, amerykańskich, brytyjskich, nawet polskich weteranów mieszkających w Wielkiej Brytanii. Nie miał problemu z tym, by podpisywać się na kartach historycznych RAFu, dzieląc „miejsce” z swoimi dawnymi przeciwnikami. Stosował wspominany wyżej kodeks, w kilku przypadkach gdy zaatakowana przez niego maszyna była już ciężko uszkodzona rezygnował z dalszego ostrzału pozwalając ratującym się lotnikom alianckim spróbować awaryjnie wylądować. Mimo, że został kilkukrotnie ranny, jak opisałem wyżej, dalej stosował podniebny kodeks. Załączoną do postu fotografię podpisał według jednego z autorów książek o czasach II Wojny Światowej w 1990 roku. Według stempli z jego nazwiskiem i numerem telefonu z innych fotografii jakie podpisywał mieszkał przy Lesmonastraße 39 w Bremie, zmarł tam w 2011 roku w wieku aż 93 lat.
Twórca całego tego zamieszania na Szczecin Znany i Historyczny, grzebiący pod każdą przedwojenną cegłą w Szczecinie. Dreptus okolicznus, gatunek pospolity. Droniarz, miłośnik ciemnego piwa, tematyki II Wojny Światowej. Codziennie? Po prostu brodaty brzydal.
Poprawka?
Kliknij i daj znać!
Możesz znaleźć ten post na naszej grupie Facebook „Szczecin Znany i Historyczny” klikając na ikonkę po prawej stronie. Prócz tego postu znajdziesz tam wiele innych, które nie są publikowane na naszej stronie. Masz coś ciekawego w temacie historii Szczecina? Nasza grupa to właśnie miejsce dla kogoś takiego jak Ty!
Post na FB
Skomentuj na Facebooku!