Samotny krzyż na skraju drogi...

Niby wiele takich jest, prawda? Głównie upamiętniają ofiary wypadków drogowych. Tu jednak mamy kompletnie inną historię - krzyż ma datę 1946 oraz stoi tu według leśników od wielu dekad. Mało kto wie, kim był Gerhard Linde. Po dekadach najróżniejszych opowieści pora rozwiać mgłę i opowiedzieć kim był.

Kliknij i rozwiń spis treści

Wśród podszczecińskich sekretów historycznych wielu z Was mija jeden taki punkt jadąc do Nowego Warpna albo do Niemiec przez Dobieszczyn. Tuż przy łuku drogi znajduje się mały obiekt, którego historia z jednej strony jest cały czas zadbana, z drugiej nie jest dobrze opisana i raczej znajduje się w zakładce „kto ma wiedzieć, ten wie”. Na odcinku od Tanowa, za dłuuuugą prostą, aż do Hintersee po stronie niemieckiej są przynajmniej trzy krzyże. O najbardziej tajemniczym z nich możecie przeczytać w kafelku poniżej, a dziś opiszę Wam krzyż, który upamiętnia postać, o jakiej niewiele wiem – był nim Gerhard Linde. Jego malutki krzyż znajduje się na łuku drogi, po prawej stronie, gdy jedziemy długą prostą od Tanowa. Krzyż znajdziemy bez problemu w okresie wczesnej wiosny lub późnej jesieni, gdy okolica ta nie jest przykryta roślinnością albo śniegiem. Latem krzyż Gerharda widoczny jest tylko od strony traktu, który rozdziela działki leśne. Część osób może uznać, że „jakiś tam niemiecki” krzyż i zapytać dlaczego nie napiszę czegoś o polskich miejscach pamięci? Takie też opisywałem i opiszę wkrótce raz jeszcze. Prawdopodobnie jako jeden z pierwszych w Szczecinie, w ogóle.

Aktywnie opisuję członków towarzystwa polskiego, które działało w Szczecinie w okolicach I Wojny Światowej oraz krótko po niej ratując Polaków z obozów jenieckich – o tym praktycznie nikt nie pisze. Ja owszem. Niedawno opisywałem między innymi dąb pamięci polskiego leśnika, który został zamordowany przez NKWD – jego drzewko i płyta pamiątkowa znajduje się w Trzebieży i były tematem postu o Górze Sercowej. Często zarzucana mi jest praca na rzecz wyłącznie pozostałości niemieckich, co jest błędne i szkodliwe – jako jeden z nielicznych zajmuję się czyszczeniem polskich zapomnianych nagrobków na Cmentarzu Centralnym. Całkowicie za darmo, jako wolontariat, z własnych funduszy. Uważam po prostu, że tam “u góry” (jeżeli jakiś drugi świat istnieje) nie ma już podziałów, narodowości, innych języków. W obliczu śmierci wszyscy jesteśmy równi. Dla mnie nie ma znaczenia, czy to pozostałość polska, niemiecka, czy nawet francuska (bo takie też są) – wszystkie mają z mojej strony ten sam szacunek, jako do miejsca pamięci. Oczywiście nie miałbym takiego szacunku do monumentu z czasów nazizmu, jednak tu mówimy o pomniku stolarza. Szarego człowieka, a także post ten jest rozwiązaniem zagadki, jaka krążyła w okolicach podszczecińskich – opowieści na temat tego, kim był Gerhard Linde była cała masa. Dla jednych leśnikiem, dla innych myśliwym, dla jeszcze innych był kimś kto stracił życie przez jeszcze inne legendy.

Post ten załączam do animowanego kafelka poniżej związanego z całą okolicą oraz opisywaną postacią Gerharda. Po kilku miesiącach od tej publikacji legendę udało się niemal na 100% rozwikłać.

Gerhard Linde – niesprawdzone opowieści

Ciekawi to, że miejsce pamięci Gerharda jest zadbane, a z różnych opowieści i wśród różnych stron internetowych, które poruszały kwestię krzyża jako ciekawostkę turystyczną, rowerową lub spacerową pojawia się jeden wątek – ktoś do dziś to miejsce odwiedza i pozostawia tutaj lampkę lub mały wieniec. Polacy wiedzący o tej lokalizacji? Niemcy przyjeżdżający, co jakiś czas? Ciężko powiedzieć, ale krzyż Gerharda Linde najczęściej ma obok postawiony znicz. Udało mi się ustalić w rozmowie z sołtysem Tanowa (panem Zygmuntem), że Gerhard Linde pracował również w poniemieckim tartaku w tej wsi oraz znicze są stawiane również przez niego w listopadzie. Niestety od paru lat płytka z imieniem, nazwiskiem i latami życia zaczęła porastać mchem zakrywając pomalowane na biało wgłębione litery oraz cyfry. Szanuję to, że osoby postronne okazują pamięć zmarłemu, w mojej ocenie znicz w lesie nie jest najlepszym pomysłem w okresie letnim. W okresie zimowym jest to bezpieczniejsze. Lokalizację spoczynku Gerharda znam od dawna, a na potrzeby publikacji postanowiłem zadbać o jego możliwy grób w nieco inny sposób. Nim przejdziemy do tego „jak” oraz kim był Gerhard Linde obok znajdziecie kafelek do innego ciekawego miejsca w tej okolicy – pozostałości „Krzyża Leśnego”. Czym był i co upamiętniał jeszcze jeden krzyż w pobliżu? Tego nie wiem…

Wirtualna karma

Redakcyjny kiciuch i jego pełna miska
50 zł Jednorazowo
  • Twój kafelek w Galerii Wspierających jeżeli chcesz!
  • Ranga "Mini Wspieracz" na Forum Dyskusyjnym
  • Wirtualna piona! Dzięki takim ludziom jak Ty możemy opłacać licencje, serwer oraz domenę.

Na serwer

Koszty, licencje... 💝
100 zł Jednorazowo
  • Twój kafelek w Galerii Wspierających jeżeli chcesz!
  • Ranga "Średni Wspieracz" na Forum Dyskusyjnym
  • Podziękowania personalne na Grupie Facebook specjalnym postem
Dobry wybór

Zdecyduję samemu

Dzięki za 5 zł lub nawet 500 zł!
Dowolnie Jednorazowo
  • Twój kafelek w Galerii Wspierających jeżeli chcesz!
  • Ranga "Wspieracz" na Forum Dyskusyjnym zależna od kwoty (Mini 50+, Średni 100+, Wielki 200 +)
  • Podziękowania personalne na Grupie Facebook specjalnym postem przy wsparciu od 100 zł

Gerhard Linde był niemieckim leśnikiem? Raczej nie.

Zaznaczmy na start tego akapitu – na 95% historia Gerharda jest już znana – o tym kolejny akapit wraz z źródłami. Wśród teorii o postaci Gerharda przebija się jedna – według opowieści Gerhard Linde był leśnikiem z pobliskiej nieistniejącej już leśniczówki Jägerhof (po wojnie nazwana Knięzyce). Temu jednak może przeczyć to, że 8 lat przed zakończeniem II Wojny Światowej w leśniczówce pracował ktoś inny – księgi adresowe wymieniają kogo innego. Oczywiście leśnicy się zmieniali, więc teoria o tym, że Linde pracował właśnie w niej, nie musi być od razu błędna. To jednak podważają dokumenty załączone niżej. Według dokumentacji w 1937 roku leśniczówkę opisaną w kafelku wyżej zamieszkiwał Hans Wolff, a nie Gerhard Linde. Nie oznacza to, że Linde nie zmienił pana Wolff później.

Na szczycie drewnianego krzyża przeczytamy w języku niemieckim “Hier ruht in Frieden”, co w języku polskim oznacza “Tutaj spoczywa w pokoju”, poniżej Gerhard Linde oraz daty 1904-1946. Rzuca się w oczy właśnie ten drugi rok – 1946 – sugerujący, że Gerhard zmarł rok po wojnie. Według różnych opowieści miał być zabity przez kłusowników lub złodziei drewna, według innych opowieści przez pierwszych osadników w Tanowie. Obok krzyża znajduje się również kamienna płyta z imieniem, nazwiskiem i podanymi latami. Możliwe, że ktoś zdecydował się na taką płytę, by uchronić miejsce od zapomnienia gdyby krzyż uległ zniszczeniu przez samą naturę. Szczerze? Nie pamiętam kiedy pierwszy raz zauważyłem ten krzyż i płytę, ale myślę że było to przynajmniej kilkanaście lat temu…

W jaki sposób okazałem szacunek zmarłemu, mimo że niewiele wiadomo o jego postaci i śmierci? W sposób bardzo prosty – dbając o historyczne tematy okolicy Szczecina zauważyłem, że napis na płycie z nazwiskiem jest coraz słabiej widoczny, z roku na rok. Białe wypełnienie liter zaczęło zanikać. Mając „po drodze” oczyściłem zamszone litery oraz delikatnie odmalowałem litery na płycie za pomocą markera do renowacji napisów na płytach nagrobnych. Następnie litery zostały wypełnione jeszcze raz, grubszą warstwą farby do kamienia. Dziś wyglądają dobrze.

Należy zaznaczyć, że miejsce pamięci Gerharda nie jest wpisane do ewidencji zabytków, ma jednak charakter zabytkowy. Czy zrobiłbym to samo w przypadku polskich tablic pamiątkowych? Oczywiście, że tak. Regularnie zajmuję się czyszczeniem i ręczną renowacją zapomnianych polskich grobów na Cmentarzu Centralnym. Jednak polskie tablice – jak ta w Trzebieży – mają swoich fundatorów i mają swoich opiekunów do dzisiaj. Inne znajdują się w rejestrach, co uniemożliwia zadbanie o nie „przy okazji” przez lokalnych pasjonatów historii. 

O opiekunach krzyża Gerharda nic nie wiadomo. Przed decyzją o tym, że po latach zarastania mchem przydałoby się płytę oczyścić próbowałem znaleźć osoby, które coś o Gerhardzie wiedzą. Niestety bezskutecznie. Niektórzy leśnicy z okolicy nawet nie wiedzieli, że taki krzyż tu stoi. Możliwe, że o miejsce dbają już wyłącznie Polacy pojawiający się w tym miejscu – rowerzyści i spacerowicze… Wkrótce pojawię się też na polskim cmentarzyku, gdzie Polacy tuż po wojnie spoczęli obok istniejących do dziś nagrobków niemieckich, a także zachęcam pewną panią do podzielenia się historią swojego taty, obrońcy Westerplatte, który spoczął w Szczecinie. Jeżeli się zgodzi i postanowi podzielić się informacjami opublikuję jej opracowanie.

W temacie upamiętnień próbowałem się też skontaktować z inwestorem jednej z hal logistycznych w Szczecinie, na miejscu których znajdowała się przed wojną fabryka, a w niej pracowali przymusowo między innymi Polacy. Wkrótce pojawi się również długi post o Polonii „stettińskiej”, czyli tej działającej w Szczecinie przed wojną oraz o ich pracy na rzecz ratowania Polaków w dawnych obozach w przedwojennym Dąbiu. Stale brakuje mi upamiętnienia działaczy polskich w przedwojennym Szczecinie, a ich nazwiska są nam znane… O tym wkrótce.

Tam – jeżeli drugi świat istnieje – nie ma już podziałów i granic.

Morderstwo na skraju lasu?

W poszukiwaniu informacji o losie Gerharda zaglądałem w różne miejsca okolicy – do pracujących w tym obszarze leśników, kilku samorządowców z okolicy. Nikt niestety nic nie wie. Mi udało się ustalić jego dokładniejsze relacje rodzinne, datę urodzin, miejsce oraz rodziców – poniżej. Jedną z historii jaką zasłyszałem była ta opowiadająca, że mógł zostać zabity przez szabrowników, złodziei drewna lub pierwszych osadników w Tanowie. W roku 1945 trasa biegnąca z szczecińskiego jeziora Głębokie, przez Pilchowo, dalej Tanowo i w stronę Hintersee była jedną z popularniejszych dróg ucieczki mieszkańców dawnego Stettina, obok tej biegnącej w stronę Löcknitz oraz oczywiście autostrady.

Jednak na krzyżu Gerharda widnieje rok 1946, gdy granica została już wytyczona, a Stettin stał się już Szczecinem. Nie wszyscy mieszkańcy chcieli opuszczać podmiejskie tereny – jeżeli założymy, że Gerhard Linde mógł pracować w Kniężycach, możliwe że był do tego bardzo odległego od cywilizacji miejsca przywiązany. Każda z pojawiających się teorii może mieć w sobie ziarno prawdy – leśniczówka Kniężyce była wykorzystywana krótko po wojnie przez polskie wojsko. Jednak, jak pisałem – w księgach adresowych Gerhard Linde nie występuje jako leśnik, a dokumenty mówią, że był stolarzem.

W niej samej w 1945 roku prawdopodobnie przez chwilę bronili się Niemcy, co może potwierdzić odnalezienie w trakcie prowadzonych za zezwoleniem nadleśnictwa i wojewódzkiego konserwatora zabytków pozostałości na terenie leśniczówki – w jej obszarze znaleziono łuski niemieckie, zaś po jej wschodniej stronie łuski rosyjskie. Również Niemcy utworzyli przed Kniężycami kilka okopów, podobnie uczynili w pobliżu innych leśniczówek. Jeżeli zgodnie z opowieściami Gerhard Linde pozostał w leśniczówce i próbował się odnaleźć w nowej rzeczywistości, był łatwym celem dla szabrowników lub nowych osadników… Może jego życie zakończyło się tak samo, jak w przypadku znanego ornitologa Paula Robiena, któremu polskie władze chciały powierzyć dalszą pracę w już polskim Szczecinie, a jakiego prawdopodobnie zamordowali rosyjscy żołnierze?

Gerhard Hans Ernst Linde

Według dokumentacji niemal na pewno był to Gerhard Hans Ernst Linde, urodzony 13 lutego 1904 roku w Szczecinie. Jednak jego rodzina nie pochodziła stąd i nie mieszkała w Szczecinie stale – kiedy Gerhard przyszedł na świat według aktu urodzin rodzice mieszkali pod dawną Große Lastadie 70 (Energetyków), ten ciąg kamienic dzisiaj nie istnieje, a znajdowałby się na południowej części, przy biurowcu Euroafrica. W dawnych księgach adresowych z okresu urodzin Gerharda rodzina Linde nie występuje dokładnie pod adresem 70, a dwie osoby występują pod numerem 92. Dlaczego? Rodzice Gerharda pochodzili z Falkenwalde (Tanowo) i tam raczej mieszkali. Teoria o tym, że Gerhard Linde był pracownikiem tartaku jest prawdopodobna – on sam był stolarzem, podobnie jak jego ojciec Ernst Friedrich Wilhelm Linde. Matką była kobieta, która „ciekawie” wzięła ślub – była to Agnes Margarete Linde z domu… Lindemann. Cała rodzina pochodziła z Tanowa, co udowadniają kolejne dokumenty. Nazwisko Linde było oczywiście spotykane w innych miastach, miejscowościach i samym Szczecinie, jednak imię, nazwisko, zawód, pochodzenie, opowieści z 1945-1946  oraz rok urodzenia bardzo mocno wskazuje, że opisywany „krzyż Gerharda” należy do właśnie tej postaci. 

Jego ociec Ernst przyszedł na świat 26 lipca 1878 roku w Falkenwalde (Tanowo), zaś sam Gerhard wziął ślub również w Tanowie, o czym świadczy dopisek i pieczątka na jego akcie urodzenia. Mało prawdopodobne, by inny Gerhard Linde urodził się tego samego roku, co on i akurat żył w Tanowie 🙂 Ojciec Gerharda – Ernst – wziął ślub z Agnes 4 maja 1903 roku. Zaś dziadkiem Gerharda był stolarz Ferdinand Linde, babką Friederike Albertine Linde z domu Trell (pochodząca z NiederzahdenSiadło Dolne), a w momencie urodzenia ojca Gerharda zamieszkiwali w Falkenwalde (Tanowo). Z rodziny pochodziła też pani Louise Friederike Wilhelmine Linde, której ojcem był Ferdinand – dziadek opisywanego Gerharda, ta urodziła się 26 grudnia 1875 roku w Tanowie, a wyprowadziła się do Berlina. Niestety, mimo zachowania stempla i stopki z ślubu Gerharda, nie udało mi się odnaleźć jego dokumentu, ale żonę ustalamy niżej.

Kolejne potwierdzenie, że „krzyż Gerharda” może należeć do postaci nazwiskiem Gerhard Hans Ernst Linde pojawia się już w trakcie II Wojny Światowej. Niestety… Potęguje to tylko jego tragedię. Dlaczego? Okazuje się, że 14 grudnia 1938 roku na świat przychodzi jego córka. Była nią Christel Lotta Dora Linde, urodzona w Falkenwalde (Tanowo). Zmarła 21 stycznia 1941 roku o godzinie 19:00 w szpitalu miejskim w Szczecinie w wyniku odry, zapalenia krtani i niewydolności oddechowej. Córka miała 3 lata. Ojcem Christel według aktu zgonu był właśnie Gerhard Hans Ernst Linde, zamieszkały w Falkenwalde (Tanowo), a z zawodu był określany jako werkführer, co możemy tłumaczyć jako majster dowodzący zakładem lub przełożony pracowników. Zgadza się to z opowieściami powojennych mieszkańców Tanowa, że Gerhard miał być istotnym pracownikiem tartaku lub zakładu pracy. Poprzez śmierć swojej córki poznajemy kim była jego żona – była nią Charlotte Marie Luise Linde z domu Krebs, z jaką ślub wziął 29 listopada 1937 roku w Tanowie.

Coś stało się w 1946 roku. Rok po wojnie. Coś, co sprawiło że Gerhard zginął. Kto wie… Może krzyż postawili jego potomkowie, a może była to jeszcze wtedy żyjąca żona Gerharda – pani Charlotte – tego niestety nie wiem. Wiem zaś, że udało mi się zdmuchnąć kurz zapomnienia z jego historii oraz zweryfikować krążące wokół krzyża opowieści i legendy. Krzyż nie jest już więcej zwykłym imieniem i nazwiskiem.

Widzę BŁĄD, mam sugestię!
Ostatnia aktualizacja 4 miesiące temu
Możesz zgłosić problem lub propozycję rozwinięcia guzikiem poniżej albo dołącz do nas na forum dyskusyjnym. 

Zajrzyj w okolicę postu!

Po prawej stronie znajdziesz mapę z lokalizacją omawianego tematu. To mapa interaktywna!

Możesz ja kliknąć i oddalić widok kółkiem myszy, co pozwoli Ci zobaczyć inne posty znajdujące się w tej okolicy. Możesz użyć “Mapy Historycznej” Szczecina, by zobaczyć ją w pełnej formie. Kliknięcie w ikonę pokaże Ci miniaturę i tytuł.

Travelers' Map is loading...
If you see this after your page is loaded completely, leafletJS files are missing.

Dodaj komentarz

Historyczny Szczecin