Tytuł mrozi krew w żyłach?!

Przed port w Szczecinie na przestrzeni wieków "przepłynęło" się kilka tysięcy statków. Przynajmniej? Może nawet naście lub dziesiątki tysięcy. Jednak ten konkretny statek był majestatycznym gigantem, a krótko po wizycie w Szczecinie rozpłynął się bez wieści na oceanie. Jaka była jego historia i czy mamy jakiekolwiek fotografie tego giganta w Szczecinie? Mamy!

Powiało grozą? Lubicie horrory na dobranoc? Brrr… Określenie „statek widmo” kojarzy nam się z jakimiś upiorami oraz tym, że starek pływa bez załogi albo ginie bez wieści gdzieś na morzach lub oceanach. Jest taki statek, który wpływał do Szczecina i później… zaginął bez wieści. Dziś może temat nie do końca szczeciński, ale ukazujący nam ten statek widmo właśnie w Szczecinie.
Kojarzycie olejarnię przy ulicy Dębogórskiej, czyli dawną Stettiner Oelwerke? Piękny budynek, ale nie mający szczęścia do pełnej rewitalizacji. A co jeżeli powiem Wam, że prawdopodobnie w 1927 roku obok stał ogromny czteromasztowy statek? Był to „stary” motorowiec – wspierany spalinowo, ale pływający głownie pod żaglami. Mógł być to jeden z największych żaglowców jakie przypływały do Szczecina w dawnych czasach, a może i w ogóle – ogromny STS Siedow, największy dziś żaglowiec szkolny świata ma tylko… 117 metrów, był o 15 metrów krótszy od „statku widmo”, miał też mniejszą wyporność i zanurzenie.

Na pierwszej fotografii widzimy duński København, statek który budowano dość długo, bo aż 9 lat. Na ostatniej fotografii też prawdopodobnie ten statek – można go rozpoznać po zdobieniach. Pierwotnie jako statek w pełni napędzany żaglami, ostatecznie powstał z niego pięciomasztowy bark. Budowę przerwała I Wojna Światowa, gdy jego oryginalny kadłub użyto jako… chłodnię. Następnie zbudowano go ponownie. Był to jeden z większych statków jaki cumował na północy Szczecina z przeznaczeniem właśnie na ten region miasta – dostarczał surowiec do olejarni. Miał 132 metry długości, 15 metrów szerokości, niemal 9 metrów zanurzenia. Do Szczecina wpłynął „ciężki” więc można wnioskować, że nabrzeże przy olejarni musiało być dość głębokie. Na pokład zabierał 26 członków załogi i 45 kadetów. Ten majestatyczny kolos w momencie ukończenia był największym statkiem napędzanym żaglami na świecie. W przypadku braku wiatru lub płynięciu pod wiatr statek mógł używać silnika diesla, a zapas paliwa starczał na 75 dni podróży z niewielką prędkością.

Statek ten pływał z dwojaką misją – z jednej strony był to statek szkolny, a z drugiej transportowy. W trakcie swoich rejsów szkolił kadetów, ale również w magazynach przewoził surowce między portami. W Szczecinie zawitał prawdopodobnie w 1927 roku – 1 stycznia 1928 wydano broszurę z załączonym zdjęciem. Tutaj warto zauważyć, że København płynął z Chile do Gdańska w październiku 1927 roku. Mógł być zatem wcześniej w Szczecinie.
Co u nas robił? Dostarczał soję 😉
To skąd ten statek-widmo?
 
21 września 1928 roku wypłynął z Nørresundby w północnej Danii, w stronę Buenos Aires, po drugiej stronie oceanu. Dotarł do portu w Argentynie 17 listopada 1928. Tu zdarzył się wypadek, który był „złym omenem” na przyszłość. Dwóch z marynarzy zginęło po potrąceniu przez portową lokomotywę. Jeden na miejscu, drugi w szpitalu. Pochowano ich na argentyńskiej ziemi. Ci, którzy uczestniczyli w pogrzebie nie wiedzieli, że sami stracą życie krótko później. Po problemach z pozwoleniami kapitan Hans Andersen zdecydował o wypłynięciu w stronę Australii bez towaru na pokładzie. København wypływa 14 grudnia 1928, a 22 grudnia nad ranem wymienia wiadomości z norweskim parowcem William Blumer przepływającym niedaleko. Norwegowie próbują skontaktować się z København raz jeszcze późną nocą – bezskutecznie. Ostatni kontakt miał miejsce 600 kilometrów na wschód od wyspy Tristan da Cuhna, na południowym Atlantyku. 
Poszukiwania rozpoczęto dopiero kilka miesięcy później, z racji odległości od Europy oraz faktu, że København często nie zdawał raportów tygodniami – nie był to typowy parowiec oceaniczny. Wraku ani nawet cienia statku nie odnaleziono. Jednak już krótko po zaginięciu pojawiały się informacje, często niezależne od siebie na wzajem, że widziano ogromny pięciomasztowy statek sunący po wodach bez żagli. Mówiono o tym przy wybrzeżach Peru oraz Wysp Wielkanocnych. Części wraku podobno morze wyrzuciło nawet w Australii. Inną ciekawą historią była notatka spisana przez jednego z członków załogi, jaką odnaleziono na wyspie Bouvet na Atlantyku. Z zapisku wynika, że statek został zniszczony przez góry lodowe, a załoga ratowała się w szlupach. Aż 7 lat po zniknięciu w piaskach wybrzeży Afryki znaleziono resztki szalupy i zwłoki, mogące należeć do załogi statku widmo.
 
W 2013 roku odkryto u wybrzeży wspomnianej wyspy duży drewniany wrak statku, a po wykonanych fotografiach część badaczy uważa, że może być to zaginiony København. Tu jednak pojawiły się wątpliwości i oceny, że może być to starszy wrak. Kolejny temat pojawił się na południowym oceanie indyjskim, gdzie odkryto duży wrak wielomasztowego statku. Spoczywa jednak na głębokości aż 3700 metrów. Odkryto go przy okazji poszukiwania zaginionego samolotu Airbus MH370. Na razie nic mi więcej na temat poszukiwań nie wiadomo…
 

Widzę BŁĄD, mam sugestię!

Jeżeli chcesz zgłosić błąd albo rozwinąć? Użyj guzika poniżej, który prowadzi do formularza kontaktowego. Możesz też odnaleźć ten post na forum, w dziale Komentarzy do Artykułów.
Ostatnia aktualizacja 1 rok temu.

Dodaj komentarz

Historyczny Szczecin