I Wojna Światowa

Mark Albert Buttel i spotkanie ponad podziałami 

Wojna to najgorszy wynalazek ludzkości, ale... ma pewne standardy.

Patrząc na to, jak dawniej prowadzone były wojny można zauważyć jedną rzecz. Istniał pewien niepisany "kodeks", opisujący sposoby traktowania jeńców - zapewniano im wolność religijną. Z czasem wojny "zdziczały", co pokazała II Wojna Światowa.

Załączone niżej do galerii zdjęcie może być dla wielu dość dziwne. Dlaczego? W centrum widzimy kapłana, monument z Gwiazdą Dawida (żydowski), a na fotografii po bokach są ludzie najróżniejszych narodowości – widać Niemców, prawdopodobnie Rosjan oraz możliwe, że Francuzów. Fotografia ta jest dokładnie opisana przez potomków i rodzinę osoby, jaka wysłała ją aż do… Australii. Dlaczego taki wątek? Na lekko podkolorowanej fotografii mamy strzałkę – tam stoi postać, która zdjęcie wysłała do rodziców oraz opisała, gdzie je wykonano. Kadr ukazuje nam dawne Altdamm, a konkretnie obóz pod tym miastem, czyli pod dzisiejszym DąbiemKodeks wojny. Tylko takim tytułem można podpisać tę fotkę po ręcznej koloryzacji. Od jej wykonania mija lekko ponad sto lat. Co to za kodeks wojny?

Zejdźmy trochę z czasów I Wojny Światowej i cofnijmy się jeszcze wcześniej. Wiecie jak wyglądały bitwy napoleońskie? Albo starcia w trakcie bitwy o niepodległość Stanów Zjednoczonych? Stojąc w linii strzelców wiedziałeś, że po drugiej stronie pola bitwy stoi podobna linia. Strzelaliście do siebie na wzajem na rozkaz. Ale istniała forma kodeksu wojennego, co jest godne, a co niegodne. Dotyczyło to również pochówków zabitych, jak i zajmowania się jeńcami. Wiele wieków temu dowódcy „umawiali się” wręcz na bitwy, a często mimo przewagi jedna strona decydowała się dać innej „fory”, bo walka byłaby „niegodna”. Mimo horroru II Wojny Światowej w tym okresie również istniała forma „szacunku” dla żołnierza-jeńca – alianccy lotnicy schwytani nad Rzeszą i więzieni do końca wojny mieli w obozach własne teatry, otrzymywali listy, byli wymieniani za jeńców z drugiej strony, dostawali paczki, tworzyli „obozowość”. Życie było w obozach ciężkie, ale w miarę zgodne z niepisanymi zasadami. Niepisanymi? Cóż, istniały konwencje, ale one sobie, a wojna sobie…
 
Tutaj na zdjęciu widzimy według materiału australijskiego AWM piękną sytuację w obozie w Altdamm, czyli dawnym Dąbiu. Mimo, że wojna już praktycznie zakończona obok siebie stoją żołnierze rosyjscy, australijscy, a nawet niemieccy strażnicy w znanych „pickelhaumbach”, dzieci oraz kobiety (z lewej). Mimo, że dzieli ich religia, pochodzenie, narodowość stoją razem pod pomnikiem z gwiazdą Dawida. Strażnik z lewej nawet uśmiecha się do fotki, dość pogodne miny mają też siedzący żołnierze. Wśród zgromadzonych widać typowych rosyjskich piechurów, ale też kilku oficerów oraz żołnierzy z umundurowaniem zachodnim. Jak potoczyły się ich życia dalej? Cóóóóż, dzięki AWM coś tam wiemy! 😉

Mark Albert Buttel

Według AMW zdjęcie wykonano 2 listopada 1918 roku. Bohater postu przyszedł na świat 10 sierpnia 1895 roku w Paddington, w Australii. Zdjęcie wysłano do ojca szeregowca imieniem Mark Albert Buttel aż na drugi koniec świata. Zdjęcie trafiło na przedmieścia Sydney, do Redfern w… Australii. Postanowiłem, że wejdę maksymalnie głęboko w temat tej postaci. Właśnie z Australii pochodził Mark Albert Buttel, urodził się w miasteczku Victoria w 1896 roku, pracował jako rzeźnik. Był wyznania mojżeszowego, co później okazał w zdjęciu wysłanym do ojca u zakończenia wojny – również w karcie wpisowej do armii widnieje status jego wyznania. Już w wieku 17 lat przeszedł szkolenie wojskowe. Nie był wysoki – miał 167 cm wzrostu, opalenizna, brązowe oczy. Zachowała się jego cała dokumentacja wojskowa.

Szeregowy Mark Albert Buttel stoi z prawej strony obok pomnika, wskazany został na zdjęciu strzałką. Nasz bohater sam zapisał się do armii 28 września 1914 roku, a następnie 22 grudnia 1914 roku z Melbourne na pokładzie okrętu HMAR Ulysses popłynął do Europy. W 1915 roku walczy na południu Europy – konkretnie w słynnej bitwie o Gallipoli, która dla Australijczyków i Nowozelandczyków stanie się później ogromnym symbolem.
Bitwa o Gallipoli zasłynęła jako jedna z najbardziej… bezsensownych i krwawych… starć I Wojny Światowej. Zachwiała też wiarą i oddaniem Australijczyków oraz Nowozelandczyków w słuszność walk po stronie Brytyjczyków, gdy sami zostali zmasakrowani przez własnych sojuszników.
O bitwie utwór nagrał znany z „militarnych” tematów zespół Sabaton, a do muzyki podłożył napisy jeden z „naszych”:

Mark Albert Buttel, który przybył na front aż z Australii mimo, że później trafi pod Szczecin najpierw walczy z kimś innym, a nie z Niemcami. Pod Gallipoli przeciwnikiem będą Turcy, konkretnie ówczesne Imperium Osmańskie. Ciekawostką jest, że na rok przed starciami pod Gallipoli do tej okolicy zmierza „nasz” szczeciński lekki krążownik SMS Breslau (Wrocław), ścigany przez brytyjską Royal Navy. Imperium Osmańskie, które następnie stanie się stroną konfliktu „wywaliło fujarę” na Brytyjczyków żądających internowania SMS Breslau oraz SMS Goeben. Jak? Uznali, że „kupują” te dwie jednostki w zamian za zamówione wcześniej dwa pancerniki, które mieli zbudować Brytyjczycy (Reshadiye oraz Sultan Osman).
 
Bitwa pod Gallipoli, gdzie „klepał się” Mark Albert Buttel sprawiła, że pojawił się podział między Nową Zelandią, Australią oraz „matką”, czyli Wielką Brytanią. To właśnie ta bitwa sprawiła, że przyjaźń między tymi dwoma krajami się zacieśniła, a nastąpiło odchodzenie od podległości koronie.
3 maja 1915 roku Mark Alberty Buttel zostanie ciężko ranny strzałem w plecy – mimo chorób i problemów „zdąży” wrócić do Gallipoli na czas ewakuacji.
Po masakrze pod Gallipoli, w której śmierć ponosi 8709 jego kolegów z Australii Mark Albert Buttel udaje się do Egiptu, a potem na front Europy Zachodniej. Walczy pod Pozières w 1916 roku, później pod Gueudecourt. Na początku 1917 roku cierpi na tzw. gorączkę okopową. Rozpoczyna się Bitwa pod Arrasem, trwa między 9 kwietnia, a 16 maja 1917 roku. Jednym z etapów jest etap pod Bullecourt, 10 kwietnia 1917 roku. 
4:30 nad ranem.
Żółte i zielone flary, Australijskie siły powoli poruszają się na przód ze wsparciem czołgów. Niemcy odpowiadają artylerią. Teren poorany kraterami i okopami zasypuje się piachem od eksplozji. Krótko później Australijczycy zajmują pozycje na południowy wschód od Riencourt. Kompletnie inny charakter bitwy niż pod spalonym słońcem Gallipoli, wciąż leży trochę śniegu, mimo że jest już kwiecień. Część czołgów zostaje uszkodzona, jeden z nich grzęźnie w okopach i zasiekach otrzymując trafienie z moździerza. Australijczycy zostają bez wsparcia pancernego.

Piętnaście minut później rozpoczyna się kolejna ofensywa, pierwsza niemiecka linia okopów jest przerwana. Tam dostają się resztki 13-go i 15-go batalionu Australijczyków, mimo otrzymywania ciężkich strat. Wśród tych żołnierzy jest Mark Albert Buttel. Część przedziera się do Riencourt. Tam zostaje schwytany przez Niemców 11 kwietnia – taka data widnieje w dokumentach. Podobnie Australijczycy zapisują – MIA 11 April (zaginiony w akcji). Na początku trafia do obozu w Limburg an der Lahn, pomiędzy Kolonią i Frankfurtem nad Menem, w zachodnich Niemczech. Niemcy jak to Niemcy sporządzili mu kilka stron dokładnie spisanej „metryczki jenieckiej”, która zachowała się do dziś. Następnie przeniesiono go do Friedrichsfeld i krótko przed końcem wojny zostaje ostatecznie w Altdamm, czyli dzisiejszym Dąbiu. Tu spędził lekko ponad pół roku. Zapisał ojcu, że warunki w obozie są dobre. Skąd wiemy, że byli tu Australijczycy? Bo zaczęli trafiać tu w styczniu i lutym 1918 roku, o czym świadczą inne wysyłane stąd listy. Wraz z nim trafił tu inny Australijczyk, który również trafił do niewoli po bitwie pod Bullecourt – ten służył w 15-tym batalionie, gdy Buttel służył w 13-tym. Wraz z innymi wyruszył w styczniu 1919 roku do Szkocji. Tam… bierze ślub, jego małżonką zostaje Jane Laidlaw (z domu Taylor). Następnie 4 czerwca 1919 roku wyrusza do Australii na pokładzie statku szpitalnego Bremen. Następnie otrzymał odznaczenia wojskowe za udział w I Wojnie Światowej. Jednak nie wszystko kończy się szczęśliwie.

Wojna upomina się ponownie…

W 1920 na świat przychodzi jego syn – Albert Francois Buttel. Żoną Marka była Jane Laidlaw Buttel. 7 czerwca 1942 pilotuje samolot Avro Manchester I L7469 w misji nad niemieckie Emden – jego pozycja na pokładzie to drugi pilot. Na wysokości 3,5 kilometra nad Morzem Północnym ostrzał rozpoczyna as myśliwski Oblt Ludwig Becker. 44 minut po północy samolot staje w płomieniach, jako 20-te zwycięstwo lotnicze niemieckiego pilota. Albert Francois Buttel Służył w 5-tej grupie 49 szwadronu RAF. Jego ciało wyrzuciło morze dopiero 15 dni później – 22 czerwca. Zgodnie z honorami, orkiestrą, salwami i salutami został pochowany przez gwardię honorową Luftwaffe. Syn Marka Buttel, który krótki epizod swojego życia spędził w Altdamm (Dąbiu) został pochowany w Sage War Cementery w Oldenburgu. Mark odejdzie krótko później – 15 czerwca 1950 roku w Nowej Południowej Walii w Australii. Spoczął w Woronora Memorial Park w Sutherland.

Widzę BŁĄD, mam sugestię!
Ostatnia aktualizacja 4 miesiące temu
Możesz zgłosić problem lub propozycję rozwinięcia guzikiem poniżej lub dołącz do nas na forum dyskusyjnym. 

Dodaj komentarz

Historyczny Szczecin