Dziś, kiedy otwieramy prasę to widzimy niezbyt zachęcającą czołówkę. Kiedyś gazety miały zdobione logotypy, albo nagłówki z różnymi grafikami. Kurier miał kiedyś po lewej sporego gryfa, Głos Szczeciński dziś zwany bardziej głosem partyjnym też w latach osiemdziesiątych miał znaczek po lewej stronie. Jednak to dalej nic w porównaniu z nie tylko niemiecką prasą przedwojenną, ale i polską – z naszych “rdzennych” regionów. Tutaj widzimy nagłówek biuletynu, który kupić można było w dawnym Züllchow, dziś to Żelechowa.
Dawny biuletyn – Evangelisches Gemeindeblatt für die Luthergemeinde Züllchow – przeznaczony był dla społeczności kościelnej parafii Lutra oraz kościoła luterańskiego, który stał przy dzisiejszej ulicy Robotniczej, a dawnej Schloßstraße. Kościół tej parafii zobaczyć możemy na ręcznie kolorowanej pocztówce:
https://www.facebook.com/groups/SzczecinZnany/posts/897989840837370/
Kościół luterański w dawnym Züllhow
Do dziś środkowy obiekt z tego nagłówka nie zachował się, mimo że w latach 50tych były plany na jego odbudowę. Zachował się za to budynek parafii, w którym co ciekawe powstawały niektóre zamieszczane teksty. Czytając część z nich zauważymy, że to w większości “typowo” kościelne tematy wydarzeń, świąt, porównania między biblijnymi sprawami, a rzeczywistością. Jednak wśród nich trafimy też na dziwne mieszanki – jedne nawołują do pokory i pracy nad sobą, a inne zgodnie z retoryką lat 30tych mówią o uciśnionym narodzie, który dopiero teraz “odbudowuje należny mu poziom”.
Jednym z publicystów był Paul Kamus
Na jednych stronach biuletynu znajdziemy artykuły typowo religijno-społeczne, o dość dobrym wydźwięku. Na przykład wspominany i opisywany już Paul Kamus pisał o potrzebie pracy nad duszą poprzez pracę na polu, przy zbiorach, ale już w innych artykułach znajdziemy “pastorów” z wyraźną przypinką partyjną. Kim był Paul Kamus? Możecie o nim przeczytać tutaj:
https://www.facebook.com/groups/SzczecinZnany/posts/939345916701762/
Jedną z postaci, która na łamach żelechowskiego biuletynu stała w opozycji do Kamusa był kapłan polowy usługujący w Szczecinie, Walter Schackla. W swoich publikacjach na łamach biuletynu pisał, że ofiara żołnierzy I Wojny Światowej była słuszna, potrzebna, nie pozostanie zapomniana i będzie podwaliną do kolejnych zmian. Ton artykułu pokrywa się z tym, co pisał w innych publikacjach – nie uznając wojny za katastrofę lub coś złego, a czynnik naturalny. Te słowa wypowiadał na łamach prasy w rok przed II Wojną Światową. Pisał o zrzuceniu łańcuchów, które narzucono po Wielkiej Wojnie.
Oczywiście można tu dostrzegać dlaczego miał takie poglądy – był kapelanem wojskowym. Dwa lata wcześniej – w 1937 roku – Walter Schackla pisze o żołnierskiej “właściwej pokorze”, którą w obliczu wojny i ofiar ukazują (jego zdaniem) wyłącznie prawdziwi liderzy. Wśród nich wymienił żyjących w Szczecinie von Wrangla i von Mackensena.
Nieudane spotkanie Schackla i Boenhoeffera
Ciekawostką z losów kapelana Schackla było jednak to, że mimo swoich poglądów dbał o opiekę nad potrzebującymi w wojennym już Szczecinie. Swoje podanie do przyjęcia w rolę wojskowego kapelana szpitalnego zgłosił w 1939 roku znany… Dietrich Bonhoeffer. Wśród osób, do których zgłaszał się na chęć służby jako duchowny w szpitalach znajduje się właśnie wojskowy kapelan Szczecina, pastor Walter Schackla. Kim był wspominany Dietrich Bonhoeffer? To stale idący pod prąd narastającym “brunatnym” kapłan, który przez kilka lat prowadził w podszczecińskim Finkenwalde (Zdroje) seminarium i mały dom opieki. Niestety, pastor wojskowy Schackla nie znajduje dla Boenhoeffera czasu, do spotkania obu panów prawdopodobnie nie doszło.
Po wojnie pastor Walter Schackla usługiwał w Berlinie w Johannes-Kirchengemeinde, od 1949 roku do swojej śmierci w 1967. I taka to historia… za jednym prasowym nagłówkiem!