Postacie ze Szczecina i Stettina

Piszę do ciebie, zza grobu, z zapomnienia odmętów 

Niektórych skazano na to, by zostali zapomniani...

... czasami nawet podwójnie - ich groby nie przetrwały, zostały zniszczone, a nawet jeżeli fragment takiego grobu cudem ocalał, to zniknął ponownie. Mimo tego, udało mi się "wskrzesić" dawnego mieszkańca Szczecina, którego po wojnie skazano na takie podwójne zapomnienie. Jakim cudem?

Jestem niemal pewien, że takiej historii jeszcze zdarzyło ci się czytać – rozmowy… z duchem. Z jednej strony nie mamy się, co dziwić – II Wojna Światowa wywarła takie piętno, że nikt nie przykładał dużej wagi do niemieckich pozostałości w polskim Szczecinie. Po wielu dekadach zauważamy jednak, że miasto ma historię wielowątkową. Żyli tu Szwedzi, Francuzi, miasto zdobyli też Duńczycy, a także było wiele wieków temu pod krótką polską kontrolą. Dawniej likwidowaliśmy poniemieckie cmentarze całkowicie nie licząc się z tym, że w podobny sposób likwidowano polskie cmentarze na wschodzie – po prostu spychaczem. Dziś żyjemy nieco bardziej historycznie świadomie i dawne cmentarze poniemieckie oraz pozostałości nagrobków trafiają do lapidariów. Niestety nie mamy zbyt „dumnej” historii w tej kwestii, gdy dawne płyty nagrobne z cmentarzy wykorzystywaliśmy jako chodniki na ogródkach działkowych, przerabialiśmy na umocnienie brzegów cieków wodnych i rzek lub – jak w tym wypadku – używaliśmy nagrobków jako murków parkowych. Serio.

W tym poście przemówi do Ciebie ktoś zza grobu. W takiej formie, jakby pisał do Ciebie list. Jego płyta nagrobna została zniszczona, a jej części wykorzystano jako… murek oporowy w pocmentarnym parku – przy ulicy Niemierzyńskiej w Szczecinie. Dzisiaj to park dendrologiczny imienia Stefana Kownasa. Tu podziękowania dla Leszka Greli za przypomnienie o fotografii opisywanego „ułamka” płyty nagrobnej, której dziś w miejscu, w jakim się pierwotnie (nie licząc faktycznego posadowienia na cmentarzu) znajdowała. Fotografię załączyła też Agata Freindorf do Encyklopedii Pomorza – jest to już fotografia „archiwalna”, bo płyty nie ma od kilkunastu lat. Poniższa opowieść bazowana jest w całości na faktach, z najmniejszymi detalami – wszystkie daty, postacie, imiona i nazwiska to ludzie istniejący w rzeczywistości, udokumentowani za pomocą baz genealogicznych oraz dokumentów, które po nich pozostały.

Narodziny

Wędrujesz czasami po parku przy ulicy Niemierzyńskiej? To taki ciekawy duży stary park między Niemierzyńską, a Słowackiego. Kawałek od amfiteatru i obok zajezdni tramwajowej. Tam mnie pochowano. Na świat przyszedłem 16 kwietnia 1855 roku. To był piątek. Nie mogłem pamiętać tego dnia, co oczywiste, ale jako ponad osiemdziesięciolatek przeżyłem wiele. Należałem do złotego pokolenia miasta Szczecina. Co to znaczy? Wyobraź sobie, że siedzisz obok mnie na murku. Jeszcze nie wiem kim jestem, tylko zjawą, niepłynnym obrazem, mgłą na wietrze. Siedzimy w parku na Niemierzyńskiej i rozmawiamy. Wiesz… Mając zaledwie roczek w Szczecinie budowano gmach dyrekcji kolei, a gdy miałem trzy lata ukończono go. Kiedy miałem 10 lat w Szczecinie powstały zakłady wodociągowe. Jak ten czas leci… Ledwie 12 lat przed moimi urodzinami do Szczecina wjechał pierwszy w historii pociąg. Przez całe swoje złote pokolenie widziałem w Szczecinie wszystko, co najciekawsze – czasy fortecy, przeżyłem kilka wojen, widziałem jak rozbierano umocnienia twierdzy, słyszałem o pierwszych wielkich wynalazkach, jak żarówka, jak telegraf, jak telewizor, aparat fotograficzny, radio! Byłem na wodowaniach największych statków świata. Tu! W Szczecinie! Przeżyłem I Wojnę Światową… i zasmakowałem czym były rządy nazistów. Wyobrażasz sobie? A teraz siedzisz obok mnie, a obok ciebie w murku znajdowała się jeszcze do niedawna moja płyta, z mojego grobu. Ledwie widoczna i rozłupana tak bardzo, że nie zachowało się ani imię, ani nazwisko. Tylko resztka dat. To… Jak to możliwe? Że rozmawiamy? Bo zachowały się daty. Te pozwoliły ustalić kim jestem…

Nazywam się Paul Julius Lebrecht Lüder. Możesz sobie mnie wyobrażać jak chcesz. Jako małe dziecko, albo jako osiemdziesięcioletniego starca. A możesz wyobrażać z roku na rok, uznajmy że jestem niemowlakiem. To nie ma już znaczenia. Urodziłem się w Fürstenflagge Kreis Naugard. Po waszemu? Na wasze będzie to dziś wieś Bolesławice pod Nowogardem, na drodze w kierunku do Świętej. Niewiele tam dziś zostało z dawnej zabudowy. Była to wieś typowo rolnicza, dziś nie przypomina tego, co stało tam w połowie XIX wieku. Moim papą był Julius Eduard Lüder, mamą zaś Auguste Bertha Emilie Lüder z domu Maass. Ojciec był mistrzem bednarskim, ale dość szybko postanowiliśmy przenieść się poza wieś Bolesławice

Altdamm, dziś Dąbie, moja rodzina

Wraz z rodzicami przeprowadziliśmy się do Dąbia, kiedy byłem nastolatkiem, do dawnego Altdamm, tu poznałem piękną kobietę. Była nią Auguste Bertha Emilie Buss, urodziła się pięć lat po mnie – 12 lutego 1860 roku. Ciekawa zbieżność imion z moją matką, prawda? Tak, jak i ja mieszkała wtedy w Dąbiu. Pobraliśmy się 29 sierpnia 1880 roku. Szczecin się wtedy bardzo zmieniał. Kilka lat wcześniej podjęto decyzję o rozbiórce umocnień twierdzy. Dąbie również zrzucało swoje obwałowania miejskie. Ah, co to był za ślub…

Wiele dobrego życzył mi mój brat, który imiona odziedziczył w większości po ojcu – był nim Julius Eduard Hermann Lüder, który niestety zmarł wcześnie. Urodził się ponad rok po mnie – 14 marca 1856 roku. Przypominam sobie, że otrzymał chrzest 5 maja 1856 roku. Zmarł 3 stycznia 1904 roku w Dąbiu. Jego uroczą żoną była Minna. Mieszkał wtedy w pod dawną Karlstraße 6, na wasze to dzisiaj ulica Ustki. Jego dom zmiotła wojna. Wspominam z uśmiechem jedną rzecz – mój brat poślubił Minnę chwilę przed moim ślubem, 5 sierpnia.

Miał chłopak gest, a ja nie mogłem być dłużny i poślubiłem Auguste ponad 3 tygodnie później. Teraz przypominam sobie, że tam – daleko w Bolesławicach – urodził się i zmarł też mój mały braciszek. Starszy od naszej dwójki – Julius Heinrich Eduard Lüder – gdzieś w 1850 roku. Niestety, zmarł jako dziecię 5 października tego roku. Nie był ostatnim z mojego rodzeństwa. Już w Dąbiu urodził się jeszcze Friedrich Wilhelm Julius Lüder, 26 kwietnia 1864 roku. Niemal w rocznicę mojego ślubu z Augustą – 31 sierpnia 1885 roku – wziął ślub. Jego małżonką została Bertha Louise Emilie Niedermeÿer. Zaśmiejesz się pewnie, że Bertha i Emilie to imiona niezwykle popularne w mojej rodzinie, prawda? Prócz tego miałem najmłodszego brata, który też zmarł młodo. Był nim Johannes Lüder, zmarł 24 września 1890 roku.

Pamiętam też jak przez mgłę losy brata – Juliusa – niestety część jego dzieci zmarła w dzieciństwie. Takie były czasy. Mnie życie również doświadczyło. Poszedłem w ślady ojca. Zostałem bednarzem. W 1896 roku mieszkałem dalej w Dąbiu, przy dawnej Plönestraße 46. Dzisiaj to ulica Miernicza. Dziś rozmawiamy tu, a mnie nie ma na tym świecie od ponad 90 lat. Wspominam zaś to, co miało miejsce 130 lat temu… Wyobraź sobie.

Moi potomkowie

Moja pierwsza córka Hedwig Pauline Auguste Lüder urodzi się 13 sierpnia 1881 roku w Dąbiu. Zauważasz może, że… ten sierpień… to jakiś taki charakterystyczny dla mojej rodziny, prawda? Weźmie ślub 30 listopada 1903 roku przyjmując nazwisko Schwoch, na starość zamieszka w Gdańsku. Niestety. Przyjdzie mi ją pochować, umrze przede mną, 15 sierpnia – 2 dni po urodzinach – w 1933 roku. Myślisz, że to już starczy? Rodzice nie mówili ci, że dużo dzieci to dobra inwestycja na przyszłość? 🙂 22 października 1883 roku przychodzi na świat mój pierwszy syn – Wilhelm Paul Julius Lüder. Sierpień był dla nas miesiącem symbolicznym, dla całej rodziny – bo i Wilhelm bierze ślub 8 sierpnia 1931 roku. Późno się ożenił, ale był obrotnym człowiekiem w Szczecinie. Później wróci i będzie kontynuować zawód z dziada, przez ojca na siebie – też zostanie bednarzem i żyć będzie w 1915 roku przy Wollweberstraße 13 na parterze, pamiętaj, że mówimy o Dąbiu. Dzisiaj w twoim świecie to Oficerska 13, a kamienica stoi do dziś. Później przeniósł się pod 8, na I piętro.

Mój drugi syn urodzi się jako Emil Hellmuth August Lüder tuż przed nowym rokiem, 29 grudnia 1896 roku. Będzie szczęśliwym człowiekiem, który weźmie ślub w 1921 roku. Wielkie szczęście nastało dla mojej rodziny kilkanaście lat później – 12 stycznia 1896 roku. Urodził się w Dąbiu mój trzeci syn oraz druga córka. Bliźniaki! Syn nazywał się Franz Hellmuth Emil Lüder. Niestety. Zmarł miesiąc później. Córka… Również… Moja kochana Marie Lüder odeszła 14 października 1896 roku. Wyobraź sobie w jak pięknych czasach żyjesz dzisiaj. Śmiertelność dzieci jest bardzo mała. Szczęśliwie rodzi się mój czwarty potomek. Syn, Paul Otto Johannes Lüder, 9 października 1891 roku, w Dąbiu. Opuści miasto i 16 sierpnia 1915 roku weźmie ślub w Naseband. Rodzice mówili ci może, że dużo dzieci to przepis na dobrą starość?

Nie wszystko pamiętam… Ale przez mgłę kojarzę, że istniał ktoś jeszcze o nazwisku Ernst Lüder i też był bednarzem w Altdamm, to jest, w Dąbiu! Ja w 1910 roku jako Paul Julius Lebrecht Lüder mieszkałem na dawnej Plönestraße 8, dziś w waszym świecie to Miernicza. Dziś stoi tam blok mieszkalny o numerze Miernicza 8. Chyba jedynym, co tam pozostało jest stary bruk. Dobrze, że nie dożyłem zniszczenia. Przez mgłę nie jestem w stanie sobie przypomnieć, ale w 1915 roku był też pensjonat w Dąbiu… Prowadził go Hellmuth Lüder. Mój Helmut? Czy może potomkowie moich braci?

Moja śmierć

W 1920 roku mieszkałem już na Langestraße 24, na II piętrze, dalej w Dąbiu. Dzisiaj to róg Emilii Gierczak i Anieli Krzywoń, kamienica nie przetrwała do twoich czasów… Miło mi było widzieć, jak dzieci dorastają. Emil został palaczem, ale nie takim jakiego masz na myśli – nie o papierosy chodzi. Zamieszkał na dawnej Stargarderstraße 48/49. Dzisiaj to ulica Pomorska. Ja niestety musiałem przejść na rentę socjalną. W 1930 roku miałem wszak 75 lat… Wnuki też mógłbym sobie przypomnieć, ale myślę, że zanudzę cię dziś na śmierć. Pięć lat później mój syn – Emil – zmienia zawód i zostaje kowalem, mieszka pod dawną Fichteweg 2, a później pod 14, dzisiaj to Goplańska, za mojej starości było to nowe osiedle Stadtrandsiedlung 3. Inny mój syn – Wilhelm – przeniesie się na Langestraße 6, w Dąbiu, czyli na Emilii Gierczak 6. Jego kamienica, kiedy mieszkał tam w 1930 roku przetrwała.  Ja – Paul Julius Lebrecht Lüder – umrę w środę, 7 lipca 1937 roku w swoim domu. Nie pamiętam kiedy, ale myślę że we śnie. Mój akt zgonu sporządzono następnego dnia. Po wojnie moja płyta nagrobna została rozbita, a jej mały ułamany fragment zawierający moją datę urodzin i śmierci wmurowano w murek na Niemierzyńskiej… Czy byłem tu pochowany? Czy może płyta przyjechała tu jako „surowiec” z mojego Dąbia, w którym przeżyłem niemal całe długie ponad osiemdziesięcioletnie życie? Moja ukochana – Auguste Bertha Emilie Lüder, żyjąca od urodzenia w Dąbiu, umrze 9 października 1941 roku. Niestety… Dziś mój „szczerbek” płyty nie jest już w tym miejscu, gdzie po wojnie go wmurowano.

Widzę BŁĄD, mam sugestię!
Ostatnia aktualizacja 6 miesięcy temu
Możesz zgłosić problem lub propozycję rozwinięcia guzikiem poniżej lub dołącz do nas na forum dyskusyjnym. 

Zajrzyj w okolicę postu!

Po prawej stronie znajdziesz mapę z lokalizacją omawianego tematu. To mapa interaktywna!

Możesz ja kliknąć i oddalić widok kółkiem myszy, co pozwoli Ci zobaczyć inne posty znajdujące się w tej okolicy. Możesz użyć „Mapy Historycznej” Szczecina, by zobaczyć ją w pełnej formie. Kliknięcie w ikonę pokaże Ci miniaturę i tytuł.

Travelers' Map is loading...
If you see this after your page is loaded completely, leafletJS files are missing.

2 komentarzy

  1. Elisabeth

    Witam i dziekuje za pieknie opisaną historie rodziny Lüder. Mieszkałam na ulicy Slowackiego i czesto przebywałam na cmentarzu niemieckim i dlatego moje zainteresowanie cmentarzem. Pozdrawiam Elisabeth

Dodaj komentarz

Historyczny Szczecin