Plac Szarych Szeregów / Arndtplatz

Skąd w Szczecinie wziął się „Plac Sztywnych”? 

Historyczny fikołek!

Powojenna propaganda ZSRR starała się za wszelką cenę "wpoić" ludziom obowiązek "wdzięczności" za zwycięstwo w II Wojnie Światowej oraz "ratunek" przed nazistowskimi Niemcami. Pęd był tak wielki, że dziś nazwiska "wyzwolicieli" są często zapomniane, a na jaw wychodzą ciekawe historie...

Zakładając konto na forum otrzymasz dodatkowe opcje

Możesz szybko przetłumaczyć całą stronę i forum

Rosjanie są „niereformowalni”. Dziś z Ukrainy wywożą pralki, wyposażenie szkół, zdobyczne lodówki, a nawet w rosyjskich mediach pojawiają się kobiety chwalące się… zdobycznymi kosmetykami… Serio, powaga! Krótko po II Wojnie Światowej uznali, że „ukradną” sobie niemiecki pomnik, przeszlifują i napiszą na nim „pamięci wielkiej wojny ojczyźnianej”. Skąd wiemy, że pomnik sobie „ukradli” i postawili na dzisiejszym Placu Szarych Szeregów w Szczecinie? Na rogu monumentu (patrz galeria) znajdziemy stopkę kamieniarza, da się go zlokalizować i przynajmniej spróbować przypisać powstanie oryginału do ramy czasowej. Monument niegdyś zdobiący „Plac Sztywnych” w Szczecinie był pomnikiem niemieckim, który po 1945 roku wykorzystano ponownie. Kto był jego pierwotnym autorem? O tym akapit na dole.

Ówczesna propaganda medialna za wszelką cenę unikała podania informacji, o ataku ZSRR na Polskę 17 września 1939 roku. Zamiast tego stale podkreślano „wielką wojnę ojczyźnianą” oraz nadmiernie używano określenia „wyzwolenie”. Zgodnie z ówczesnym przekazem Polacy powinni być „wdzięczni” za formę „wyzwolenia” za „pomocą” (nadmierny cudzysłów jest tu wskazany) Katynia lub zsyłek na wschód. Powojenne media starały się przedstawić obchody jako formę podziękowania, wdzięczności i oczywistych następstw historycznych, w których Szczecin „powrócił” do Polski dzięki armii czerwonej. W Szczecinie oraz innych miast, które trafiły do Polski w 1945 roku rosjanie mieli spory problem z chowaniem swoich zmarłych – rzadko robiono to na cmentarzach poniemieckich, a tym bardziej unikano chowania żołnierzy rosyjskich na dawnych cmentarzach wojskowych. Po prostu chowano, gdzie popadnie – czasami w parku, na skraju już istniejących nekropolii. Dawna niemiecka kwatera wojskowa znajdowała się na szczecińskim Cmentarzu Centralnym, wzdłuż wejścia od strony Karola Miarki. Tam chowano również alianckich lotników, którzy stracili życie nad okolicami Szczecina.

Dlatego na największej szczecińskiej nekropolii wydzielono sekcję pod groby żołnierzy, które znamy do dziś – od kaplicy, w kierunku Pomnika Braterstwa Broni. Jednak w umyśle władz powojennych oraz zarządu wojskowego pojawił się pomysł, by „martyrologię” żołnierską przedstawić mieszkańcom Szczecina w sposób bezpośredni – na miejsca pochówków, świąt państwowych oraz upamiętniania żołnierzy wybrano dawny Arndtplatz, dzisiejszy Plac Szarych Szeregów, a wcześniejszy Plac Lenina oraz Plac Sprzymierzonych. W 1945 roku był to niewielki skwer umieszczony po środku placu, dzisiejszego ronda. Ówcześnie po części tego placu przejeżdżały tramwaje, przebudowę w której przeniesiono linie na plac, z poprzedniego „objeżdżania” placu dokonano już przed wojną. Trzeba zaznaczyć, że linia tramwajowa nie przebiegała przez plac dokładnie tak, jak przebiega dzisiaj – skrzyżowanie torowisk znajdowało się wtedy bliżej wylotu ulicy Piastów, a nie na środku ronda. Znane są relacje prasowe z wydarzeń oraz powojenne fotografie zachowane w bazach NAC oraz PAP.

Nazwa placu zmieniała się jak w kalejdoskopie – świeżo po wojnie upamiętniał Sprzymierzonych, jak nazywano ówcześnie aliantów walczących z nazistowskimi Niemcami. Chwilę później (1950) plac otrzymał innego patrona – Konstantego Rokossowskiego, by w 1956 roku stać się Placem Lenina, do 1991 roku. Wtedy nazwę powojenną przywrócono i do 2009 roku był to ponownie Plac Sprzymierzonych. Od 2009 nosi nazwę Szarych Szeregów. Do lokalizacji „przykleiła się” również nazwa Plac Sztywnych, co było nawiązaniem do chowania w tym miejscu żołnierzy armii czerwonej. Dość szybko pomysł na „cmentarz” w takim miejscu upadł. Jeszcze w czerwcu 1947 roku odbywały się tam uroczystości, w których padały słowa „tu wieczny spoczynek”, gdy ten okazał się chwilowy. Co ciekawe, nie było to jedyne miejsce, w którym pochowano żołnierzy – podobny monument stał krótko na Placu Żołnierza, a także w Parku Żeromskiego. Według innej opowieści groby, również ofiar nalotów miały znajdować się nieopodal Psiej Polany w Parku Kasprowicza – tego wątku jednak nigdy dokładnie nie opracowano. Monument mógł powstać w 1945 lub 1946 roku, informację prasową z 1946 znajdziemy w dołączonej galerii.

Metoda propagandy oraz „prania mózgów”, jaką stosowała wtedy rosja jest aktualna do dziś. Czyli? Należy wmówić podbitym, zniewolonym oraz wcześniej zaatakowanym, że to wszystko dla „ich dobra” oraz powinni być za to „wdzięczni”. O tej „wdzięczności” na każdym kroku miały mówić pomniki, monumenty, cmentarze, nazwy ulic, place i gmachy władz państwowych. Na każdym kroku w większych miastach miały powstawać monumenty „wdzięczności” oraz „przyjaźni”. Niestety są w Polsce do dziś ludzie, którzy tę „wdzięczność” kultywują – jedną z takich postaci jest Roman Dłuszyński, były przewodnik miejski, salutujący do marmurowego pomnika z „Placu Sztywnych”, jaki świętuje też nie polską, a rosyjską datę zakończenia II Wojny Światowej w Europie. Gwoli doprecyzowania, w Polsce w momencie bezwarunkowej kapitulacji Niemiec była godzina 22:30, 8 maja 1945 roku. Wtedy marszałek Gregorij Żukow przyjął kapitulację Niemiec. Za godzinę końca wojny uznano 23:01 czasu środkowo-europejskiego. W Moskwie był już 9 maja. W realiach państw wschodnich propagandowo nawet ten moment „przerobiono na swój” i nakazano świętować 9 maja. Niestety były miejski przewodnik salutuje w Polsce do rosyjskiej daty. Trzeba też dodać, że 8 maja 1945 roku w państwach Europy Środkowej i na Zachodzie nie był końcem całej II Wojny Światowej – ta trwała jeszcze w Azji i na Pacyfiku. Cóż, niektórym wiara w komunizm wyrządziła bardzo wielkie szkody….

Kurier Szczeciński, poniedziałek, 30 czerwca 1947

Wieczorne uroczystości Święta Morza w sobotę (28 czerwca) rozpoczęły się od złożenia wieńców na grobach radzieckich żołnierzy na Placu Sprzymierzonych. Przed miejscem wiecznego spoczynku bohaterów walk o wyzwolenie narodów spod jarzma hitlerowskiego ustawiły się kompanie honorowe wojska i marynarki, przedstawiciele Wojska Polskiego i Armii Radzieckiej, władz, partii politycznych oraz przybyły rzesze mieszkańców Szczecina i przyjezdnych gości.

W imieniu tow. Przyjaźni Polsko Radzkieckiej przemówił do zebranych komandor Kuczkowski, podnosząc zasługi żołnierzy radzieckich w walce o oswobodzenie naszego narodu i oddając hołd poległym bohaterom wielkiej ojczyźnianej wojny. Przedstawiciel armii radzieckiej kapitan Mielnik podkreślił zasługi Wojska Polskiego, które walcząc wraz ze sprzymierzoną armią radziecką złożyło dowody bohaterstwa i waleczności. Po przemówieniach do grobów podchodzą przy dźwiękach marsza żałobnego delegacje, składając wieńce.

Następnie wszyscy zebrani udali się na Plac Żołnierza Polskiego pod pomnik poległych bohaterów na szlaku pomorskim. Tam wygłosił jako pierwszy przemówienie przedstawiciel armii radzieckiej starszy porucznik Łagoda, składając hołd poległym żołnierzom polskim. W imieniu Tow. Przyjaciół Żołnierza przemówił wiceprezydent miasta Szczecina inżynier Kotowski, w imieniu Wojska Polskiego podpułkownik Majstak. następnie przy warkocie werbla odbył się apel poległych. (...)

Kiedy zniknął Plac Sztywnych?

Niewielki „cmentarzyk”, jaki nosił potoczną nazwę Placu Sztywnych przetrwał do końca 1947 roku, kiedy podjęto decyzję we współpracy z stroną rosyjską o ekshumacji i ponownym pochówku na Cmentarzu Centralnym. Monument, którego przy okazji uroczystości strzegli uzbrojeni żołnierze również najprawdopodobniej przeniesiono na dzisiejszy cmentarz między Mieszka I i Ku Słońcu – wbrew temu, co podaje strona o cmentarzach szczecińskich. Na niej znajdujemy informację, że obelisk z czarnego marmuru z dokładnie identyczną inskrypcją, jak ta, która zdobiła „Plac Sztywnych” miał powstać w latach sześćdziesiątych. To mało realne, gdy obelisk ma dokładnie te same zdobienia, kształt, wielkość oraz inskrypcję, co postawiony tuż po wojnie na dzisiejszym Placu Szarych Szeregów. Bardziej precyzyjnie można sądzić, że został tu postawiony w latach sześćdziesiątych – na to wskazywać miała dokumentacja konserwatora zabytków. Monument posiada napis o upamiętnieniu uczestników „wielkiej wojny ojczyźnianej”, jak rosjanie nazywają II Wojnę Światową, w której całkowicie do dziś pomijają wątek agresji na II Rzeczpospolitą we wrześniu 1939 roku. Według autora wielu publikacji, pioniera Szczecina i historyka – Stanisława Laguna – rosjanie robili dokładnie to, co robią i dziś. Czyli? Rabują. Elementy nagrobne oraz ozdobne płotki, jakie zdobiły „Plac Sztywnych” miały pochodzić z cmentarzy poniemieckich. Niemal identyczną formę płotków zauważamy na fotografiach przedwojennych z cmentarzy niemieckich.

Dla wielu mieszkańców Szczecina nazwa „Plac Sztywnych” była również formą pogardy – rosyjscy żołnierze, którzy zdobyli lewobrzeże w kwietniu 1945 roku bardzo często wdawali się w bójki, a także dokonywali morderstw „dla zabawy” na osadnikach oraz polskich mieszkańcach miasta. Powojenne media oraz polska władza osobom, które stawiały opór przed rabunkami i gwałtami „przyklejała” od razu nalepkę wywrotowców, imperialistycznych szpiegów i innych abstrakcyjnych wytworów. „Plac Sztywnych” był świadkiem ekshumacji w nocy z 12 na 13 listopada 1947 roku, mimo że zaledwie kilka miesięcy wcześniej pochody mówiły o „wiecznym spoczynku”. Należy też zaznaczyć, że w momencie kiedy w 1945 roku zdecydowano o pochówkach na dzisiejszym Placu Szarych Szeregów lewobrzeżną część Szczecina zdobyto wcześniej bez walki – ciężkie starcia miały miejsce ponad miesiąc wcześniej na części prawobrzeżnej. Nie było żadnego „interesu” w tym, by czekać niemal dwa miesiące na to, by pochować „poległych” akurat w tym miejscu. Pozwala to podejrzewać, że chowano tu po prostu tych, którzy zginęli w walkach z dywersantami, resztkami ruchu oporu lub w lokalnych potyczkach, a nie o zdobycie miasta. Według wzmianki z swiatowy.org w ekshumacji uczestniczyli ci sami przedstawiciele, co w trakcie pochodu i wydarzenia upamiętniającego z czerwca 1947 roku.

Prasa nie rozpisywała się mocno o ekshumacjach. Dla władzy oraz „informacji publicznej” było to bardzo niewygodne, gdy chwilę wcześniej na „Placu Sztywnych” powiewały flagi, wygłaszano płomienne przemówienia. Fakt przeprowadzenia prac ekshumacyjnych w opisywanej lokalizacji „przykryto” wątkiem ekshumacji 100 polskich żołnierzy rozsianych po Cmentarzu Centralnym, których przeniesiono na jedną wspólną sekcję. Na miejscu cmentarzyka, jaki nazywano „Placem Sztywnych” zaplanowano zieleniec, ale co ciekawej już krótko później plac przebudowano, zaś w okresie PRL planowano tu dużą przebudowę – jedna z wizji zakładała niewielki tunel od Piastów, pod rondem, z wyjazdem po stronie Wielkopolskiej. Ze wzmianki z Kuriera Szczecińskiego z 14 listopada 1948 roku wynika, że pomnik z Placu Szarych Szeregów (dawniej Sprzymierzonych) przeniesiono na kwaterę wojenną Cmentarza Centralnego… tymczasowo… planując postawienie tam dużo okazalszego monumentu. Można podejrzewać, że pomnik ten mógł stać świeżo po przeniesieniu w innym miejscu, ale jak to po „ruzzku” bywa, coś tymczasowego stało się czymś trwałym 😉

Firma kamieniarska Emil Ahorn

Na rogu monumentu z „Placu Sztywnych”, jaki przeniesiono na Cmentarz Centralny znajduje się fragment stopki kamieniarza. Była to niemal na pewno działająca do połowy lat dwudziestych firma Emil Ahorn, jakiej właścicielami przed możliwym rozpadem marki byli panowie Paul Brüssow oraz Robert Beeskow. Dziwnym byłoby gdyby inny „Ahorn” pozostawił swoją stopkę na monumencie i akurat w mieście działałby inny zakład o takiej nazwie, marce lub imieniu właściciela 😉 Jako ciekawostkę można napisać, że „ahorn” w języku niemieckim oznacza po prostu klon. Zakład kamieniarski, atelier „nagrobne” oraz firma zajmująca się sztuką cmentarną znajdowała się przy dawnej Pasewalker Chaussee, czyli dzisiejszej Ku Słońcu. Pan Robert w 1920 roku zamieszkiwał adres Freiburgerstraße 38, dziś to Stanisława Kujota na Łasztowni. Adres ten nie istnieje, znajdował się na północnej stronie ulicy.

Zaś pan Paul żył wtedy przy dawnej Pestalozzistraße 34, na III piętrze, dziś to istniejący adres Bolesława Śmiałego. Marka znika z ksiąg po 1922 roku, ale panowie dalej prowadzą usługi kamieniarskie, chociaż prawdopodobnie rozstali się w działalności, Paul w 1923 roku zadbał o większe oznaczenie swojego nazwiska – oznaczać to może, że „skradziony” nagrobek po 1945 roku powstał przed 1922. Mało prawdopodobne, by po wygaśnięciu marki w księgach adresowych była ona dalej kontynuowana i oznaczała swoje monumenty.

Markę tę w okolicach I Wojny Światowej i chwilę po niej posiadał pan Schöndube z Gollnow (Goleniów), ten przejął markę krótko przed I Wojną Światową. Przed nią właścicielem był syn Emila, pan Rudolf Ahorn (1865-1930), jaki występuje w księgach dwojako. Rudolf mógł mieć syna o tym samym imieniu, juniora –  Rudolf Emil August Ahorn urodził się 18 czerwca 1897 roku. Drugim synem był urodzony 14 maja 1903 roku Walter Max Emil Ahorn. Matką była Hedwig Stimpel, a rodzina prawdopodobnie po sprzedaży zakładu przeniosła się do Elbląga, gdzie umrze zarówno pani Hedwig, jak i pan Rudolf.

Wracając do firmy stojącej za pomnikiem i głównej postaci. Założycielem firmy był pan Carl Emil Ahorn, który urodził się 16 lipca 1831 roku w Konstanz w południowo zachodnich Niemczech, tuż przy granicy z księstwem Lichtenstein. W czasach młodości Carl Emil Ahorn przenosi się do Szczecina, gdzie 26 maja 1863 roku rodzi się jego syn Gustav oraz córka Luise – są bliźniakami. Dwa lata później, 27 lutego 1865 roku przychodzi na świat spadkobierca biznesu, Rudolph / Rudolf Ahorn. Rodzina była bardzo duża, bo następnie rodzi się jeszcze Clara, Emma i Margarete.
Pod koniec XIX wieku, 14 maja 1897 roku w Szczecinie umiera żona Carla, pani Amalie Auguste Louise Jäger / Jaeger. On sam odejdzie… RÓWNO… rok później, w dzień śmierci żony, 14 maja 1898 roku.

Skąd mógł pochodzić oryginał?

Na przełomie XIX i XX wieku zakład kamieniarski swoje biuro miał przy dawnej Pölitzerstraße 58, gdy sam Rudolf mieszkał pod 57. Aktualnie to ulica Wyzwolenia, a numer ten dziś „jest” (w kontekście dawnych numerów) na odcinku pomiędzy początkiem Wyzwolenia, a Rondem Giedroycia, po południowej stronie. Ciekawostką jest też to, że Chronik der Innung der Baugewerke zu Stettin podaje zakład kamieniarski na dawnej Mühlenstraße 12 (Słowackiego), w pierwszych latach XX wieku. Rudolph podawany jest jako mistrz kamieniarski, a także sekretarz. Według ksiąg z ostatnich lat XIX wieku na Wyzwolenia znajdowało się nie tylko biuro, ale również magazyn oraz sama fabryka kamieniarska. W latach osiemdziesiątych XIX wieku mieściła się na Łasztowni, przy aktualnej Energetyków. Łącznie firma kamieniarska Emil Ahorn działała ponad 40 lat we władaniu oryginalnej rodziny, zaś ponad 50 lat jako marka. Kogo upamiętniał oryginał nagrobka? Raczej się tego nie dowiemy – mógł być nieco większy, a w 1945 lub na początku 46 roku zdecydowano o jego przecięciu oraz zmianie inskrypcji. Na boku zachował się jednak ślad, jakiego „wyzwoliciele” zapomnieli zetrzeć, co udowadnia, że pomnik pamięci swojego „wyzwolenia” po prostu komuś z cmentarza… ukradli.

Wokół Szczecina znajdowało się kilka monumentów, które były w podstawie identyczne, jak aktualny pomnik „wdzięczności”. Ogólnie był to dość popularny wzór pomnikowy i nagrobny. Jednak wraz z kontekstem barierki wokół „Placu Sztywnych” rzuca się w oczy możliwa teoria. Podkreślam – możliwa teoria. Jeden z identycznych w podstawie monumentów stał na miejscu dzisiejszego osiedla Zawadzkiego, a upamiętniał manewry cesarskie. Otoczony był podobnym płotkiem. Kształt środka dzisiejszego obiektu jest jednak inny – kolumna szczytowa obelisku jest bardzo podobna, jeżeli nie taka sama. Podobny monument – z czarnego kamienia, w tej samej formie stał w Skarbimierzycach na polu, dedykacja była ta sama. Do dzisiejszego nie zgadza się „zgrubienie” w środku. Można zadać pytanie – czy nie było ono częścią jeszcze innego monumentu? Mogło tak być. Cóż, rosjanie chcieli usilnie pokazać „kto tu rządzi”, nawet kradnąc elementy grobów i robiąc z nich pomniki „wyzwolenia”.

Dla tego narodu to typowe, chciałoby się podsumować słowami „nihil novi”.

Widzę BŁĄD, mam sugestię!
Ostatnia aktualizacja 3 miesiące temu
Możesz zgłosić problem lub propozycję rozwinięcia guzikiem poniżej lub dołącz do nas na forum dyskusyjnym. 

Zajrzyj w okolicę postu!

Po prawej stronie znajdziesz mapę z lokalizacją omawianego tematu. To mapa interaktywna!

Możesz ja kliknąć i oddalić widok kółkiem myszy, co pozwoli Ci zobaczyć inne posty znajdujące się w tej okolicy. Możesz użyć „Mapy Historycznej” Szczecina, by zobaczyć ją w pełnej formie. Kliknięcie w ikonę pokaże Ci miniaturę i tytuł.

Travelers' Map is loading...
If you see this after your page is loaded completely, leafletJS files are missing.

1 Comment

  1. Waldemar Halicki

    Artykuł przeczytałem z dużym zainteresowaniem. Zwłaszcza, że zawiera ciekawy materiał historyczny. Według mnie, byłby o wiele lepszy, bez tej propagandowej otoczki, prezentującej mroczną stronę sowieckiej mentalności, na tak lichym przykładzie. W swoim długim życiu, dość już naczytałem się i nasłuchałem różnych wywodów, za pomocą których usiłowano narzucać mi, określony sposób pojmowania rzeczywistości. Dlatego stoję na stanowisku, że oceny przeszłości, w tym ludzi, rzeczy i zdarzeń należy dokonywać samemu, z uwzględnieniem relatywizmu, czyli względności wszech rzeczy, uzależnionej od warunków panujących w okresie ich zaistnienia.
    Chciałbym więc, skupić się na tym konkretnym przypadku, stanowiącym tylko drobny incydent w morzu nieprawości, a któremu Autor poświęcił tak wiele uwagi. Mianowicie na kradzieży materiału (marmuru i ogrodzenia) z których wykonano sowiecki pomnik, przy dawnym Placu Sprzymierzonych.
    Na wstępie zaznaczam, że nie jestem rusofilem, ani zwolennikiem stalinizmu, lecz dążenia do przedstawiania rzeczywistości z zachowaniem, możliwie jak najdalej posuniętego obiektywizmu.
    Rozpatrując ten przypadek, winniśmy wiedzieć, że w tamtym powojennym okresie, było oczywiste, że – zgodnie z przyjętą polityką – z – jak to określano – „powracającego do macierzy” Szczecina, miały zniknąć określone pozostałości niemieckiego bytowania. Tak więc, pomnik ten, w jego niemieckiej postaci, nie miał najmniejszych szans na przetrwanie. A jego szczątki, zapewne podzieliłyby los większości pomników i płyt nagrobnych pozostałych po Niemcach. W tym miejscu godzi się zauważyć, że jeszcze w latach 70-ych XX wieku, na tzw. „Ziemiach wyzyskanych”, istniał nielegalny obrót płytami nagrobnymi, kradzionymi z poniemieckich cmentarzy. Wielu prywatnych kamieniarzy, a więc nie koniecznie komunistów, czy sowietów, na tym procederze, zbiło pokaźne majątki. Zresztą pomysł kradzieży takich obiektów nie był nowy. Robiono to na przestrzeni minionych wieków. Jeśli ktoś ma wątpliwości, to niech poczyta historię choćby budowli: rzymskich (egipskie obeliski, Kolumna Trajana itp.), Paryża (obelisk z Luksoru na Place de la Concorde), czy nawet Watykanu (egipski obelisk Amenemhata II na Placu Świętego Piotra).
    Zatem wykorzystywanie takich marginalnych kwestii, jako pretekstu do uprawiania propagandy antyrosyjskiej, wydaje się przesadzone. Jest tyle poważniejszych gatunkowo i bardziej przekonujących przypadków łajdactw popełnionych na szkodę Szczecina oraz jego mieszkańców.
    W tym temacie, o wiele ciekawsze, byłoby przedstawienie – jak w okresie wszechwładnego stalinizmu, ówczesnym Władzom Szczecina, udało się pozbyć cmentarzy radzieckich z centralnych punktów Naszego Miasta.

Dodaj komentarz

Historyczny Szczecin